Go down
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Drogi

Wto Kwi 14, 2020 2:54 pm
___Europejskie trakty słyną z tego, że sięgają każdego znaczącego się miasta. Czy to szeroki i poważny szlak handlowy czy wydeptana droga przez las - każda dokądś wiedzie, nieprawdaż? By dobrze trafić, potrzebna jest odpowiednia orientacja w przestrzeni i mapa, chyba, że ktoś zmierza tam, gdzie los go prowadzi. Brukowanym, pięknym traktem, wysypaną żwirem drogą albo udeptaną ziemią - dokąd zmierzasz, wędrowcze?
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Wto Kwi 14, 2020 2:56 pm
___Pierwsze dwie godziny drogi minęły spokojnie. Zamek został w tyle i braci przywitała szeroka droga... Prosty trakt, prowadzący z zamku do głównego szlaku handlowego przy rzece Łabie, był dłuższy niż ktokolwiek przypuszczał – a był to przecież dopiero początek wyprawy. Podkowy stukały cicho o ziemię, woźnica dobrze prowadził końmi, które lekko i spokojnie ciągnęły za sobą rozbudowany powóz. Okolica zmieniła się. Z lasów, wzgórz i miasteczek otaczających zamek Heinstein nie zostało już wiele, teren przeobraził się w pola, kilka samotnych drzew i przydrożnych wsi. Typowe widoki jak na krainę, w której leżała siedziba Hadesa. Droga była dość szeroka, wybrukowana starymi kamieniami pamiętającymi pewnie ostatnie dwie Święte Wojny, czasem ich powóz był mijany przez innego podróżnika na koniu, lecz pomimo to... Było bardzo spokojnie. Leniwe chmury przewijały się powoli po błękitnym niebie, ranek był urozmaicony wszystkimi darami natury, jakimi tylko mogła ich obdarzyć – szumem liści, śpiewem ptaków, ciepłymi promieniami słońca wpadającymi przez okna powozu...
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Drogi Empty Re: Drogi

Nie Kwi 19, 2020 12:57 am
Koła wozu terkotały miarowo,  Eric pozwalał nieść się drodze. Odpoczywał. Oparty o ścianę wozu drzemał beztrosko, zwyczajnie odsypiając wydarzenia dzisiejszej nocy. Szum w jego głowie, jak zwykle podczas drzemek, nie był już w żadnym razie sensownym i pełnym przekazem zza drugiej strony mroku, przypominał bardziej bzyczenie owadów, albo trzepot skrzydeł tysięcy motyli czy ciem. Nic do czego zdyscyplinowany umysł nie potrafiłby się przyzwyczaić. Ten słodki godzinny marazm nie był jednak wynikiem wyłącznie zmęczenia. W końcu ciężko zachować skupienie kiedy, za jedynego towarzysza podróży ma się obrażoną na cały świat primadonnę w postaci słodkiego rodzonego brata. Po dwudziestu minutach ciężkiego milczenia zmorzył go sen, który teraz brutalnie przerwał  prozaiczny wybój. Podrzuciło nim jak szmacianą lalką. Podskoczył walące głową o ścianę wozu i zamamrotawszy coś pod nosem zasłonił usta i tłumiąc ziewnięcie otworzył oczy. Zamrugał.

- Nie spodziewam się że, to już –  - zauważył spokojnie –  ale uszczęśliw mnie choć trochę i powiedz że chociaż nas napadli, inaczej umrę tu z nudów – przyjrzał się Natowi, nadal wyglądał na święcie urażonego, a patrzył na niego tak, że coś mu strzeliło w nosie na samą myśl, jednak  jeśli jemu dłużyła się podróż to co dopiero jego popędliwemu braciszkowi. Z tego wszystkiego może mu jednak przeszły te dąsy i nawet się odezwie, warto było spróbować. Inaczej zdążą się chyba zestarzeć z nudów – Przestań się już boczyć jak stare babsko i powiedz mi co wiesz o rodzinie Hrabiny ? – Jeśli ktoś mógł wiedzieć więcej od niego samego o historii jakiegoś rodu, to właśnie Nathaniel. To był fakt dla niego tak samo oczywisty, jak to że w ogólnym rozrachunku to on Eric był tym zdolniejszym i przystojniejszym.  –  Jakieś pomysły od kogo zaczniemy? I co to właściwie za projekt, który zleciłeś Jonasowi ? - to ostatnie pytanie dręczyło go od początku podróży a w końcu nigdy nie ma lepszej chwili na niezadane  pytanie jak chwila obecna nieprawdaż?

[Początek treningu]


Ostatnio zmieniony przez Eric D. Blythe dnia Pią Kwi 24, 2020 9:33 am, w całości zmieniany 2 razy
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Drogi Empty Re: Drogi

Nie Kwi 19, 2020 9:57 pm
___
I weź tu człowieku bądź uprzejmy, miły oraz dbaj o dobry wizerunek. Najwidoczniej Eric w trakcie nocnej zabawy za głęboko wbił sobie kij w swój tyłek, gdyż z rana był uroczy jak ropiejąca rana. Nic tylko radować się, iż człowiek posiada takiego brata. Nathaniel nie dał po sobie poznać, że uwaga brata go w jakikolwiek sposób trafiła, choć doskonale wiedział, co za myśli znajdowały się pod tą rudą szopą.
- Shut the fuck up. – syknął do Erica, przechodząc obok niego, choć w dalszym ciągu miał na ustach szeroki uśmiech. Ich prywatne sprawy nie musiały dotyczyć osób trzecich. Kiwnął jeszcze głową na temat imion koni, a następnie po pożegnaniu wsiadł do powodu i wziął do ręki książkę. Nie była szczególnie interesująca, ale aktualnie była lepszą formą rozrywki niż patrzenie się na tę panienkę, którą ktoś błędnie nazwał jego bratem.

___Droga była niezwykle nużąca, ale czego można było się spodziewać. Szanse na atak rabusiów szczególnie w tym miejscu kraju były dość niskie. Owszem możliwość zawsze występowała, ale musiałby być to olbrzymi pech dla tych pajaców, że wybraliby akurat ich powóz na cel rabunku. W każdym razie byłoby to o wiele ciekawsze i miałby szansę się rozruszać, bo powoli czuł, jak jego mięśnie zanikają. Już wolałby nawet jechać konno. Wszystko niż to bezczynne siedzenie. Jednakże podskok Erica i walnięcie przez jego irytującego braciszka ryżym łbem o ścianę wozu było niezwykle satysfakcjonujące. Na twarzy Nathana pojawił się sadystyczny uśmiech, który doskonale znali jego studenci. Nie odpowiedział nic na pytanie Erica, w dalszym ciągu czytając książkę, choć jego uwaga skupiona również była na jego towarzyszu podróży. Jednakże jego wzrok mówił jedno. Nie teraz. Nie jutro, ale kiedyś Damon otrzyma soczystą zemstę z rąk Clanc’ego. Zemsta to danie, które najlepiej smakuje na zimno. Poza tym niech trochę Eric pocierpi.
- To nie ja przychodzę z kijem w dupie i psuję możliwość relacji. – powiedział płynnie po hiszpańsku. Co jak co, ale niektóre rozmowy powinny zostać pomiędzy nimi. – Trzeba wiedzieć kiedy zrobić dobre wrażenie, aby być zapamiętanym. Jonas lubi tego chłopaka, co się wiążę z naszą dobrą reputacją. Gnid nikt nie lubi, a rycerze popularni wśród innych oraz mający szacunek u możnych. To jest tylko przepis na sukces. – mówił, a potem uśmiechnął się złośliwie, słysząc pytania Erica. Jak trwoga to do Boga, czyż nie? W tym wypadku musiał uznać swoją słabość i zwrócić się do lepszego oraz przystojniejszego brata. No, ale nie ma w tym nic złego.
- Zainteresowany? Chodzi o miecz, a dokładnie o porównanie dwóch wykuć. Klasycznego oraz takiego, w którym wykorzystuję własną krew oraz kosmos. Interesuje mnie czy taka broń z odpowiedniego materiału będzie inaczej reagowała. Z tego co wiem mało, który rycerz używa broni, a to w końcu dzięki niej się wygrywa. Pięści są dobre, ale ostrze przepełnione twoim kosmosem jest lepsze. Co do Hrabiny. – powiedział Nathaniel i na chwilę ucichł, aby zebrać myśli i wszystko, co wiedział o tej kobiecie. Było tego trochę.


OOC:
Koniec treningu marcowego.
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Drogi Empty Re: Drogi

Pon Kwi 20, 2020 8:27 pm
___Powóz toczył się powoli, lecz myśli w jego umyśle biegły niezwykle szybko. Nathaniel wertował poukładane księgi w swojej bibliotece umysłu. Każdy skrawek wiedzy, był odpowiednio spisany i położony w odpowiednim miejscu. Wiedział, że tylko taka systematyka, nawet jeśli niewidoczna dla nikogo pozwoli mu korzystać jak najefektywniej z wiedzy, którą posiadał. Ludzie przeważnie czytali coś i w jakichś osiemdziesięciu procentach zapominali o tym po upływie kilku tygodni. Owszem potrafili przypomnieć sobie około sześćdziesięciu procent po odpowiednim przygotowaniu, lecz w dalszym ciągu nie było to coś, czego mogli użyć w dowolnej chwili. Wyjątkiem były jednostki wybitne, do których zaliczali się obydwaj bracia Blythe.
- Nasza kochana Hrabina urodziła się Neuburgu. Z tego co wiem, wkrótce ma dojść do jej zaślubin z Grafem Gottfriedem zu Oettingen-Oettingen. Jak pani Pandora wspomniała jej matka, jest w ciężkim stanie zdrowotnym. Dość interesujące, gdyż jest to księżniczka Hesji, a na dodatek sama Hrabina ma silne powiązania z dworem cesarza Rudolfa II, na którym często przebywała. Mówi się, że jest niezwykle uzdolniona pod względem alchemii. Ciężko powiedzieć coś więcej, gdyż od pewnego czasu nie jest o niej głośno. Może jedynie dodam, że jej ojciec książę Wolfgang zmarł w 1569 roku w trakcie trzeciej wojny hugenotów. Moim zdaniem lubią to powtarzać, gdyż aktualnie trwa ósma. Na całe szczęście to problemy Francuzów, a nie nasze. – powiedział Nathaniel, próbując przypomnieć sobie coś jeszcze, lecz nie było to nic godnego uwagi.
- W każdym razie twoja znajomość probówek może nam pomóc. Zawsze można też powołać się na Kelleya czy Johna Dee, choć z tego co wiem, to ten pierwszy może być jej bardziej znany, zważywszy, że aktualnie przybywa na dworze cesarza Rudolfa. Więc powiedz teraz jaki ty masz plan na to, aby przekonać Hrabinę do nas. W mojej opinii warto stworzyć lekarstwo dla jej matki. Coś, co pomoże, lecz na dłuższą metę będzie wymagało kolejnych dawek. Dzięki czemu będzie w pewnym stopniu uzależniona od nas, a dokładniej od lorda Hadesa. Miłość dzieci do matki jest bardzo interesującą kwestią, tak samo jak miłość matczyna. Gdzieś chyba miałem nawet pewien esej na ten temat. – mówił Nathaniel, już zupełnie schodząc ze ścieżki, o której rozmawiali.

OOC:
Początek treningu kwietniowego pierwszego
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Drogi Empty Re: Drogi

Pią Kwi 24, 2020 9:25 am
Słuchał go. Pomimo oczywistego potraktowania jego idiotycznych wywodów o, potrzebie sprawiania dobrego wrażenia jak bajań szaleńca, mimo że informacje o orężu, ewidentnie dla niego ważną zbył tylko zaciekawionym uniesieniem brwi . dającym do zrozumienia że, jeszcze wrócą do tego tematu, teraz go słuchał. Uważnie, jak ulubionego studenta. Ułożywszy długie, wypielęgnowane palce w piramidę pochylił się nieco i słuchał zamknąwszy oczy. W porównaniu do słuchu wzrok uznawał za zmysł zdecydowanie mniej wyrafinowany i łatwiejszy do oszukania, toteż szczególnie w konwersacjach istotnych i z jego własnego punktu widzenia ważnych zwykł zwyczajnie ograniczać udział rozpraszających bodźców wzrokowych i zwyczajnie wsłuchiwać się w rozmówce. Dosłownie i w przenośni. Z każdym słowem Nathaniela, na przystojnym jak widok zachodzącego słońca obliczu Erica odmalowywały się całe gamy sprzecznych emocji, początkowe zaciekawienie, szybko ustąpiło znudzeniu kiedy Nathan opowiadał o rzeczach dobrze i jasno mu znanych, po lekkie zaciekawienie gdy jego brat wspomniał nazwiska Alchemików takich jak Kelley czy Dee. Ogólnie jednak, był nieco rozczarowany.

- Konkrety Nate. – zaczął, neutralnie jak miał nadzieje, przechodząc płynnie na łacinę. – To co mówisz, jest owszem przydatne, ale nam potrzebne konkrety. Rodzina Anny z Hesse, choroby w rodzinie, przyczyny śmierci trzy albo cztery pokolenia wstecz. Jeśli ktoś może pamiętać takie szczegóły to tylko Ty. - małe kłamstwo, delikatne pochlebstwo żeby uruchomić mózgownice brata. Potrzebował tych danych, by przygotować się jakkolwiek na spotkanie z Hrabiną. Nawet Konfraterska zażyłość tu nie pomoże jeśli nie będzie miał czym handlować. Oczywiście jeśli będzie, trzeba wymyśli coś na poczekaniu, w końcu był…Sobą. Prawdziwym Artystą w tym fachu, jednak improwizacja trąciła chałturą, a chałtury nie znosił prawie tak samo jak głupoty. Postanowił jednak nie cisnąć Nathaniela dalej w temacie. Jeśli sobie coś przypomni dobrze, jeśli nie, cóż trzeba będzie z tym żyć. Przez chwile milczał, trochę teatralnie, a trochę z przymusu bo musiał się zastanowić, no właśnie jakie on miał plany?

– Póki się nie zorientujemy co się dzieje, nie będę strzępił języka na darmo. – powiedział wreszcie. – Możliwe, że w ogóle nie będziemy musieli się z nią widzieć. W końcu jest tylko dobrodziejką Cechu Alchemików, wspiera ich i niewątpliwie zarządza nimi z cienia, ale najpierw będziemy musieli uderzyć standardowo. Bezpośrednio do szefów gildii. Po pierwsze po to by, wybacz zwyczajnie nie poczuli się pominięci, bo ego małych ludzi jest kruche jak szkło, po drugie by nie wzbudzać podejrzeń , jeżeli Hrabina wie…masz jakieś przypuszczenia Kto mógł być tym jej przodkiem od Sprawiedliwej Cipy ? – Eric pozwolił sobie na teatralnie kwaśną minę kiedy, zadawał to pytanie. Tak, realnego problemu nie stanowili jacyś Rabusie czy opieszalcy, ale Rycerze Ateny i ich ewentualne związki z Hrabiną, jeśli faktycznie Sanktuarium maczało w tym palce, sprawy mogły się znacznie skomplikować.

[Koniec Treningu]
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Pią Kwi 24, 2020 11:56 am
___Wszelakie dywagacje, gdybania i rozmowy przerwało gwałtowne zatrzymanie się powozu. Konie cicho zarżały, dało się słyszeć jak energicznie stukają podkutymi kopytami o wydeptaną ziemię, aż przystanęły, parskając głośno niezadowolone. Wóz niebyt delikatnie się zakołysał podczas całego tego zamieszania. Po chwili bracia usłyszeli, jak woźnica cicho schodzi ze swojego miejsca, skacze na ziemie i chwilę chodzi po drodze, po czym naraz rozległo się niepewne pukanie do drzwi wozu. Przy ich otwarciu, ukazał się Robert. Nastolatek miał zatroskany i trochę niespokojny wyraz twarzy. Pokłonił się im od razu w przepraszającym geście i zrobił krok w tył, by mogli wyjść z powozu, jeśli uznają to za słuszne, jednocześnie wskazując dłonią przed siebie.
___Kilka metrów od powozu, drogę blokowały dwa powalone drzewa. Sędziwe konary zdawały się leżeć tutaj od wcale nie tak dawna... Były świeże, a jeśli ktoś podszedł by bliżej, by je zbadać, mógłby stwierdzić, że korzenie zostały podejrzanie podkopane, ziemia nie zdążyła dobrze wyschnąć naokoło nich. Drzewa blokował zakręt w taki sposób, że woźnica kierujący powozem zauważył je dopiero pod koniec ostrzejszego zakrętu, ale sprawnie Robert zdążył wyhamować i obyło się bez wypadku. Wyraźnie się tą sytuacją niepokoił, jakby wyczuwając, że było to nienaturalnie podejrzane zjawisko... Podszedł do skrobiących w ziemi koni, uspokajająco klepiąc je po bokach i głaszcząc po zadbanej szczecinie.
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Drogi Empty Re: Drogi

Sob Kwi 25, 2020 10:05 pm
___Czy on wyglądał na chodzącą encyklopedię traktującą o każdym rodzie w na tym kontynencie? Jeśli tak, to musi dorwać tego żartownisia, który napisał mu to na kurcie. Nathan złapał się czubkami za nasadę nosa, jakby chciał powstrzymać migrenę. Owszem chciał coś powstrzymać i była to przemożna chęć opierdolenia brata. Postanowił jednak zachować jak dorosła, dojrzała, dobrze wykształcona osoba z wyższych sfer i wyjaśnić temu durniowi, na czym polega problem.
- Czy ja drogi bracie wyglądam na lekarza rodziny Anny z Hesse? Jeśli nawet istnieje gdzieś spisana informacja odnośnie chorób i przyczyn śmierci innych niż naturalne, bądź od miecza to naprawdę trudno je znaleźć. Co do członków rodziny jest to o wiele łatwiejsze, lecz nie jestem encyklopedią każdej rodziny, która uważa się za szlachtę. Jest to przydatne, ale nie zawalam sobie głowy byle człowiekiem. Choć w którejś z moich ksiąg mogę mieć coś na ten temat. – powiedział Nathaniel, równocześnie zastanawiając się szerzej nad rodziną ze strony matki hrabiny. Kiedyś czytał coś na ten temat oraz słyszał, ale podpadało to pod informacje mało ważne, choć może kiedyś przydatne. Jeśli zaś Eric chciał otrzymać te informacje od ręki, to będzie musiał sobie poczekać lub zapytać samej Anny z Hesse. Sam jego braciszek również wiele nie powiedział, gdyż zwyczajnie nie wiedział, a swój brat wiedzy chciał zamaskować, jak zwykle zrzucając całą robotę na Nathaniela.

___- Masz na myśli nosiciela pancerza czy też członka z linii rodu. Wiele zależy od różnych przyczyn. Z tego co wiem, ostatnia wojna odbyła się w 1347 roku, więc od tego momentu krew mogła wiele razy się zmieniać. Jednakże stawiam, że może pochodzić to od strony matki. Nie wiem, czy wiesz, ale jej prababka była córką króla Polski. Możliwe, że coś w tym może być. Dość silny ród. Z pewnością mogli służyć Atenie. Więcej ci nie powiem bez stosownych dokumentów, które jako dobry brat już dawno powinieneś dla mnie … - przerwał Nathaniel, gdyż powóz gwałtownie się zatrzymał.
- Co u licha? – warknął do siebie Nathan, a kiedy drzwi się otworzyły, to wyszedł z powozu i jego oczom ukazały się drzewa blokujące ich przejazd. Albo mieli niezwykłego pecha, albo ktoś się utrudził, by ich tu zatrzymać.
- Chciałeś rabunek, no to masz rabunek. – rzekł Blythe do brata, wyciągając miecz z juków, a następnie ostrze opuściło pochwę.
- Ty chcesz czynić honory, czy ja mam to zrobić? – zapytał kulturalnie.


OOC: Koniec treningu
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Czw Maj 07, 2020 8:54 pm
___Robert stał czujnie przy koniach. Starał się je uspokoić, a zwierzęta bardzo szybko przestały grzebać kopytami w ziemi... Zaskakująco szybko, jakby powody do niepokoju znikły szybciej niż ślady życia przy boskim gniewie. Poruszyły lekko grzywami, tracąc zainteresowanie przeszkodą na drodze, bo oto chłopak wyjął zza pazuchy jabłko, rozdzielił je na dwie części i poczęstował wierzchowce. Zadowolone zjadły co dostały, jednak chłopak zerkał ukradkiem na boki, niepewny co do sytuacji. Konie uspokoiły się, ale powalone drzewa leżały kilka metrów przed nimi, zagradzając drogę...
___... Oprócz nich, zdawało się, nic w polu widzenia nie było. Gdy bracia Blythe postanowili rozeznać się w terenie, ujrzeli, że ziemia, która pokrywała korzenie i trawę w miejscu, gdzie rosły owe drzewa, była świeża, czarna i wilgotna. Nie mogło minąć wiele czasu od momentu, w którym runęły na drogę. Sądząc po wyglądzie ziemi i korzeni... Trudno było stwierdzić czy to przyczyny naturalne czy też bardzo wprawne posługiwanie się łopatą i maskowanie śladów zbrodni. Naokoło tylko pola, drogi, drzewa rzucające przyjemny cień na podróżujących... Może warto sprawdzić, co w trawie piszczy?

___OOC Możecie rozpocząć treningi jeśli chcecie.
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Drogi Empty Re: Drogi

Wto Maj 12, 2020 10:09 pm
___Nie była to nazbyt przyjemna sytuacja. Można nawet powiedzieć, że Nathaniel czuł się niekomfortowo. Owszem brał pod uwagę różne niedogodności w trakcie drogi, lecz jak każdy zdrowo myślący człowiek wolał takich unikać. Niestety wyszło jak wyszło i nic z tym faktem nie dało się już zrobić. Dlatego też trzeba było podjąć jakieś kroki, choć cała sytuacja, w której się aktualniej znajdowali śmierdziała na milę. Nie żeby coś, ale Nathan rzadko kiedy wierzył w takie zrządzenia losu. Szczególnie jeszcze to, że poza tą blokadą, to pozostałe drzewa wyglądały całkiem w porządku. Jeśli zaś przyszła jakaś wichura, która była zdolna powalić drzewo na trakt, to powinno być więcej jej ofiar.

___Robert zajął się zwierzakami, które już przestały nerwowo drobić i zajadały się jabłkiem danym im przez woźnicę. Przynajmniej się owoc na coś przydał. Poza nimi wszystkimi w okolicy nie było żywego ducha. A przynajmniej tak się wydawało. Nathaniel po wyciągnięciu ostrza z pochwy, trzymał je w dole, ale w każdym momencie był gotowy do użycia broni. Postanowił nie czekać na Erica, który najwidoczniej miał problemy z wyborem odpowiedniego stroju i zanim ten łaskawie wytoczył się z powozu, to Clancy już ruszył sprawdzić teren.

___Ziemia w wokół drzew w dalszym ciągu była wilgotna i jasno można było stwierdzić, że drzewa zostały powalone niedawno. Mógł próbować się dowiadywać przyczyny, ale byłoby to zwykłe marnowanie czasu. Rzucił okiem na pola i drzewa. Dwa wybory.
- Obserwujcie i miejcie baczenie. – rzucił w stronę Roberta, a sam udał się naprzeciw drzew. Miecz był już w pełnej gotowości, tak samo jak jego ciało. W końcu mógł zmierzać w samo serce zasadzki. Jednak kto nie ryzykuje, ten nic nie zyskuje.
OOC: Start treningu
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Sob Maj 16, 2020 10:49 am
___Krok po kroku, powoli, by być przygotowanym na wszystko, Nathaniel zmierzał w stronę powalonych drzew i wąskiego koryta obok drogi. Gęsta, wysychająca trawa ograniczała jego pole widzenia, zdawało się, że to było zbyt idealne miejsce na zasadzkę... Czy na pewno? Było zbyt cicho, oprócz cykania świerszczy wiele więcej nie było słychać. Nic się nie działo, choćby i Nath nadepnął na cienką gałązkę, która pękła z trzaskiem pod jego obcasem, nikt nie wyskoczył zza powalonego drzewa. Czy to na pewno była zasadzka..? I ledwie pojawiły się pierwsze wątpliwości, nagle dało się usłyszeć charakterystyczny, suchy trzask pękającego szkła.
___Przebywający w powozie Eric mógł ujrzeć dłoń okrytą rękawicą z twardej skóry, który przebiła się przez szybę przeciwległą do drzwi powozy, jakby nie było to szkło, tylko warstwa cienkiej słomy. Ręka zacisnęła się na rozłożonych na stoliku rzeczach, zamykając w swojej pięści przygotowany przez Jonasa traktat alchemiczny, jeden z listów Pandory, dwie koperty z dokumentami prawnymi oraz butelkę z atramentem. Tak szybko jak dłoń się pojawiła tak znikła – to Nathaniel miał lepszy widok na to, co się dzieje. Średniej wielkości postać ubrana w ciemny, luźny strój siedziała na dachu powozu, przechylając się teatralnie uwieszona jednego z uchwytu na lampy. Będąc do góry nogami, w tej pozie przebiła się pięścią przez szkło, błyskawicznie porwała to, co udało się jej zgarnąć ze stolika i wyskoczyła w powietrze jak kot. Wylądowała na Oktanie, czarnym koniu na przodzie wozu nim ktokolwiek zdążył zareagować. Wierzchowce przestraszone zarżały i zatańczyły na kopytach, a sprawca zamieszania wepchnął zdobycz za pazuchę, wyciągając jednocześnie sztylet. Nie było widać jego twarzy, zakryta została czarnym materiałem, szczerze, nie było widać ani skrawka jego skóry, a luźne, porwane ubranie idealnie maskowało sylwetkę.W powietrzu błysnęło ostrze – wszystkie wodze oraz rzemienie i pasy łączące Oktana z powozem zostały przecięte, złodziej nie tracił czasu i spiął konia, który zarżał i stanął dęba, unosząc w górę kopyta.
___Widząc, że Robert w przypływie odwagi skoczył do przodu by złapać czarnego konia, nieznajomy rzucił w jego stronę niedomkniętym flakonikiem z atramentem. Trafił, ciemny płyn oblał mu twarz i oczy, sprawiając, że chłopak przewrócił się i gwałtownie zaczął przecierać powieki, chcąc cokolwiek ujrzeć. W kierunku Nathana poleciała za to garść piasku, która ograniczyła jego widoczność, a dodając do tego kurz spod końskich kopyt, po chwili przestrzeń naokoło powozu została pokryta szarym pyłem. Oktan zarżał i popędził w stronę pól, przeskakując przez rów i nurkując w zielonym życie, niosąc na swoim grzbiecie złodzieja oraz jego zdobycz. Bardzo szybko się oddalał i za chwilę, dwie, mógł zniknąć z ich oczu...
Nathan
Nathan
Liczba postów : 60

Kosmos
Frakcja:
Zbroja: Brak

Drogi Empty Re: Drogi

Sob Maj 16, 2020 9:32 pm
Było spokojnie. Za spokojnie. Normalnie by mu to nie przeszkadzało, ale z uwagi na sytuacji, z powodu której musieli się zatrzymać, to ta cisza nie wróżyła niczego dobrego. Nathan spodziewał się zasadzki, a przynajmniej jakiegoś ataku od tyłu. Wszystko w tym miejscu pasowało mu na to, aby zostać ofiarą ataku. Jednakże pomimo przejmującej ciszy, którą przerywało cykanie świerszczy, nic się nie wydarzyło. Krok po kroku stąpał coraz dalej, będąc gotowy na odparcie jakiegokolwiek ataku. Trzask suchej gałęzi, która pękła pod jego butem, był tak doskonale pasujący do całej sytuacji, iż fakt, że nikt na niego nie wyskoczył, naprawdę go zadziwił. Coś tu śmierdziało. Nathan zastanawiał się, czy iść dalej na zwiad czy też wrócić do powozu, kiedy do jego uszu doszedł dźwięk rozbijanego szkła.
- Merde. – przeklął i natychmiast ruszył biegiem w stronę powozu. Już z daleka widział postać, która leżała na dachu powozu i sięgała ręką przez rozbite wcześniej okno. Jak się okazało po chwili, zdobyła co chciała, gdyż rozpoczęła swój proces ucieczki. Była diabelnie zwinna, o czym świadczył jej skok i wylądowanie na koniu. Dobrze wyszkolona. W jej ruchach nie było niepotrzebnego marnowania energii. Ta osoba robiła wszystko z odpowiednią kalkulacją. Ciężko było określić, kim jest sprawca, ale wiadomo było jedno. Był to profesjonalista, a przynajmniej ktoś, kto zna się na swojej robocie. Blythe pędził ile sił i w tym momencie cieszył się z tych dodatkowych treningów, które miał zadawane za młodu przez ojca. Jednakże i tak musiał przebyć jeszcze kawałek, a chmara piasku, która została posłana w jego stronę, nie ułatwiała mu widoczności. Na całe szczęście mógł zdać się na pamięć i nie tracił czasu na zbędne oczekiwanie, aż widoczność się poprawi. Kiedy to się stało, to mógł dostrzec, jak złodziej już zaczyna się od nich oddalać.
- Jadę za nim. Ty pomóż chłopakowi i sprawdź, czy czegoś nie zgubił. – mówił do brata, równocześnie odcinając pozostałe pasy, które łączyły Wita z powozem i sam wskoczył na jego grzbiet. Jeśli ten tchórz myślał, że nie potrafi jeździć, to się srogo zdziwi.
- Wio. – wydał rozkaz, uderzając konia po bokach i od razu przechodząc w galop. Cel był jasny i klarowny. Dorwać dziada. Jeśli odpowiednio się zbliży i wykona dobre cięcie, to zwali go z konia. Najpierw należy jednak dogonić złodzieja. Nathaniel ruszył w pościg. Oby Eric wreszcie się obudził i zrobił na miejscu to co do niego należy.

OOC:
Patataj za bandziorem na koniu.
Koniec treningu.
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Sob Maj 23, 2020 2:25 pm
___Szybka reakcja pomogła Nathanowi w podjęciu błyskawicznej decyzji – wskoczył na drugiego konia, uwolnił Wita z pasów i po daniu szybkich instrukcji, pognał w pościg za złodziejem. Szybko, sprawnie, skutecznie... Przeciwnik jednak, jak szybko się okazało, miał pewną przewagę. Gnał prędko przez pola, najkrótsza możliwą drogą zmierzając ku majaczącym w oddali lasom oraz polnym drogom. Wiedział, gdzie umiejscowione są rowy nawadniające pole, ominął sprawnie wykopy oraz kilka dziur, a te drobne przeszkody spowolniły nieco wierzchowca Nathaniela. Oraz złodziej nie żałował konia, poganiając Oktana, jakby nie martwił się, że padłby martwy pod nim.
___Zniknął wśród gęstwiny nagle i bez ostrzeżenia. Przydrożny, małe lasek stał się schronieniem dla złodzieja... Gdy po kilku minutach Nath się tam znalazł na Wicie, ujrzał porzuconego Oktana. Biedny koń dyszał głośno, spocone boki unosiły się ciężko. Był zmęczony, spragniony – kilka minut gwałtownego biegu, bez żadnego oszczędzania zwierzęcia trochę nim nadszarpnęły. I tu ślad się urywał – odciski kopyt prowadziły do czarnego wierzchowca, nie było wokół niego żadnych innych poszlak, śladów stóp lub butów... Było za to mnóstwo drzew i majacząca za nimi... Wieś? Oktan parsknął niespokojnie i poskrobał ziemię. Gdy jego oddech przycichł, dało się słyszeć odległą, wiejską krzątaninę oraz wesołe krzyki dzieci.

___OOC Nathaniel zt do Schladen, piszesz tam pierwszy, Eric na razie zostaje w temacie z Robertem.
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Drogi Empty Re: Drogi

Czw Lip 23, 2020 12:10 am
Spieprzył, wiedział to doskonale. Mógł się tłumaczyć zmęczeniem, rozproszeniem spowodowanym koncertem szeptów w jego głowie ale tak naprawdę doskonale wiedział że zwyczajnie spieprzył. Nie zareagował, w odpowiednim czasie, nie spróbował zrobić czegokolwiek, sensownego zwyczajnie siedział jak kukła kiedy ich okradali, jak ostatni cymbał, chmyz i burak, jak oderwany od pługa ciul.   Bogowie pozwolił przejąć inicjatywę Nathanielowi, Nathanielowi, który był jak wiecznie zirytowane dziecko gotowe do wybuchu przy najmniejszej choćby iskierce powodu. Nathanielowi dla którego pojęcie „spokojne racjonalne podejście”, kończyło się dokładnie tam gdzie ktoś spojrzał na niego krzywo, albo zakwestionował jego racje. Eric kochał brata,  jednak doskonale wiedział, że bez niego w pobliżu  drugie imię Natha brzmiało „Jebana Ruda Katastrofa” a mimo wszystko to on zareagował trzeźwiej, zadziałał sprawniej, a teraz galopował na koniu niczym karykatura Rolanda cholera wie gdzie i za kim. Doprawdy pora było umierać. Dobrze że babka tego nie widziała.  

Przez chwile oddychał miarowo by nieco się uspokoić a przede wszystkim przegnać poczucie winy. Nie było nad czym płakać. Błędy, było nie było były częścią procesu badawczego, nie było powodu roztrząsać tego jak młokos. Trzeba było działać. Oczywiście nie było sensu gonić za Nathanielem i napastnikiem.  Nawet zakładając że obaj Blythowie byli sprawniejsi niż większość ludzi, ściganie cwałujących koni to była skrajna  głupota. Pozostawało więc działanie na miejscu.  Eric przez chwile przeczesywał kieszenie płaszcza, odnalazłszy zaś, to czego szukał, czyli parę  cienkich jedwabnych rękawiczek,  natychmiast naciągnął je na smukłe, wypielęgnowane dłonie  i wyszedł z powozu, wyprostowany jak struna ze spojrzeniem tak gorejącym od tłumionego gniewu, że wydawało się iż  gotowy byłby  przepalić niebiosa. Zorientowawszy się w sytuacji szybko przypadł do wciąż tarzającego się na ziemi stangreta.

– Robercie, natychmiast przestań trzeć oczy, albo z niezbitą pewnością skończysz jako niedołężny ślepiec. -  powiedział spokojnie jakby przemawiał do niedorozwiniętego żaka na wykładzie. Czyli w zasadzie, jakby przemawiał do żaka na wykładzie.  – Niezależnie od tego co ten człowiek tak niechlujnie i gwałtem  Ci zaordynował,  nie będę w stanie pomóc jeśli własnoręcznie je sobie  wydłubiesz, chłopcze.   – powiedział, wkładając w swe słowa tyle pewności i autorytetu ile tylko zdołał.  Dostrzegłszy z satysfakcją, że stangret nieruchomieje na moment pewnym ruchem odciągnął prawą dłonią, jego ręce, by po chwili zamknąć je w żelaznym uścisku, chwytając za nadgarstki i naciskając odpowiednie nerwy, by na chwile nieco zmniejszyć czucie.  Upewniwszy się zaś, że chłopak nie zamierza się ciskać, niczym ryba wyrzucona na brzeg puścił go i pozwolił spokojnie leżeć kiedy on po raz kolejny przeszukiwał kieszenie.  Wydobywszy zaś z  nich zaś niewielki flakonik o bezbarwnej zawartości  odkorkował go i ostrożnie zaaplikował jego zawartość najpierw pod prawą potem pod lewą powiekę. Po czym z namaszczeniem zamknął flakon i schował z powrotem na miejsce.

- Za chwile, poryczysz się bez powodu jak niewiasta w czas miesięczny,  to normalne. Pozwól łzom płynąć, powinny oczyścić twoje oczy z wszelkich trucizn. Kiedy skończysz się mazać przemyj twarz wodą z bukłaka. Jeśli dalej będziesz odczuwał jakieś skutki uboczne powiedz mi czym prędzej, tymczasem zaś leż, a ja się tu trochę rozejrzę. – rzucił nieznoszącym  sprzeciwu głosem i wstał, pozornie kompletnie ignorując, niespodziewanego pacjenta. Środek który mu zaaplikował, mieszanina morskiej wody z wyciągiem z śluzu z pewnego wodnego stworzenia spotkanego u Indyjskich wybrzeży powinna skutecznie oczyścić jego organizm, ale nigdy nie można być zbyt ostrożnym, więc należało obserwować reakcje obiektu na podane medykamenta.

Obserwować choć pobieżnie bo ostatecznie Blythe miał przecież inne znacznie pilniejsze zadanie. Zamierzał przeczesać okolice. Począwszy od zwalonych pni, przez polane wokół nieruchomego wehikułu,  po  dach powozu na którym to tak radośnie harcował sobie nie dawno ten domorosły złodziejaszek. Miał czas, centrum akcji, przynajmniej pozornie zdawało się przenieść gdzie indziej, on więc mógł bawić się w szczególarstwo i metodykę kiedy Clancy bawił się wymachiwanie szabelką, on pogłaszcze starą dobrą kochankę  logikę tam gdzie ta kochała być głaskana. Jeżeli w okolicy istniał choć cień śladu lub, wskazówki Blythe zamierzał go wydobyć choćby z podziemi.  Miał czas, a kiedy dowie się już  kim był ten błazen który naraził go na takie upokorzenie, ten przekona się ile jest prawdy tkwi w szeroko znanej opinii że,  rudzi Irlandczycy to mają najbardziej mściwi skurwiele  w Europie. Przekona się w całej, zimnej Lordowskiej szczodrości jaką Eric Damon Blythe, będzie mu w stanie zaoferować.  

[Start Treningu – jeśli mogę nadrobić jakieś zaległe to wcale a wcale się nie obrażę xD]
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Nie Lip 26, 2020 10:59 pm
___Szlag by to trafił, prawda?
___Wszystko rozegrało się bardzo szybko, tak szybko, że Nathaniel jako pierwszy wykazał się inicjatywą, od razu wskakując na konia i gnając w pościg za złodziejem. Ericowi pozostało skupienie się na okolicy oraz przejrzeniu wszystkich, najmniejszych nawet poszlak, które pozwoliłyby mu na dowiedzenie się o co chodzi... Prawdopodobnie. Zależało to oczywiście od kapryśnego losu oraz jego własnej spostrzegawczości, lecz heroicznie swoją uwagę najpierw skupił na poszkodowanym. Robert miał twarz oraz palce ubabrane drogim atramentem, płyn zalał mu oczy, tak, że siedział w kucki na ziemi, energicznie starając się go pozbyć z twarzy. Drżał również przy tym, chcąc jak najszybciej doprowadzić się do porządku, i gdy Eric podszedł do niego, aż się wzdrygnął. Chłopak spiął się gwałtownie – wszystko w jego mimice i mowie ciała mówiło, że nagły kontakt wywołał strach, choć bezwolnie jak kukiełka dał się położyć i wkropić sobie tajemniczy płyn do oczu. Mrugając i otwierając lekko usta by nabrać chrapliwy oddech, podał Ericowi rozwiązanie jeszcze jednej, małej tajemnicy – Robert nie miał języka. Równo ucięty kikut w jego ustach stanowczo uniemożliwiał mu prowadzenie jakichkolwiek rozmów. Chłopak przełknął ślinę i silnie zaczął mrugać, a łzy już zaczęły cisnąć mu się do oczu, wypierając spod powiek ciemny atrament. Nieco się uspokoił, bo złożył obie dłonie na piersi, oddychając miarowo.
W tym czasie Eric mógł mógł rozejrzeć się po okolicy.
___Zaczynając od samego powozu – wybita szyba na jednym z kolców, które utworzyło pęknięte szkło, zabarwiona była czerwienią. Krew... Jednak ilość posoki była za mała by świadczyła, że złodziej poranił się dotkliwie, ledwie drasnął skórę przy kradzieży, ot co. Natomiast na ziemi obok wybitego okna leżał traktat alchemiczny – musiał wymsknąć się z dłoni napastnika, opadając na zakurzoną drogę. Szczęśliwie, był cały i nieuszkodzony, więc Hades musiał ich mieć w swojej opiece... Pozostałe trzy dokumenty jednak zostały zabrane. Wokół pól i drogi nic jakoś nie przykuło uwagi mężczyzny, zostało jeszcze przewalone drzewa... I właśnie w tej chwili dało się słyszeć znajome, ciche rżenie, które dobiegło od strony pól. Wit prowadził Oktana i oba konie grzecznie podeszły do powozu. Słysząc to, Robert zerwał się na równe nogi i podbiegł do wierzchowców, głaszcząc je czule po łbach i przyglądając się im uważnie. Wit był tylko odrobinę zmachany, natomiast Oktan szedł z trudem. Podczas ucieczki złodziej poganiał go niemiłosiernie, do tego stopnia, że zwierze było całkowicie zgrzane i zmęczone. Na jednym boku cienkie linie świadczyły, że ktoś używał na nim bacika – albo czegoś, czym poganiał konia do biegu. Robert przyjrzał się temu i już chciał poświęcić większą uwagę koniom, gdy jego jeszcze rozmyte spojrzenie napotkało wzrok Erica. Chłopak nagle sobie o czymś przypomniał, bo podbiegł do bukłaka z wodą by obmyć twarz i dłonie. Już czysty, nalał świeżej wody dla koni i ponownie zaczął oglądać Oktana, a jego mimika wyrażała bezbrzeżne zmartwienie stanem wierzchowca. W którymś momencie zmarszczył brwi i obejrzał coś, co trzymał w palcach... A potem podszedł ostrożnie do Erica, podając mu na wyciągniętej dłoni znalezisko, które znalazł przyczepione do jednego ze skórzanych, uciętych pasów, które niedawno trzymały wierzchowca przy powozie.
___Było to kilka czarnych, średniej długości włosów... Które Robert roztarł między palcami. Ciemna barwa rozmyła się na jego palcach, ukazując jaśniejszy odcień włosów... I nie, nie była to końska szczecina, tylko ludzkie, jasne loki.

___OOC Znaleziono - traktat alchemiczny, ślad krwi, kilka pomalowanych farbą włosów.
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Drogi Empty Re: Drogi

Nie Paź 25, 2020 1:25 pm
Blythe przez dłuższą chwilę obracał tajemnicze znalezisko w palcach. Farba? Ciekawe… drwiący uśmiech wypełzł niespiesznie na twarz alchemika, a z ust wydobyło się ciche do szpiku pogardliwe parsknięcie. Ot, trafiła im się, marna złodziejska aktorzyna, jak widać. Wyciągnąwszy z kieszeni płócienny woreczek ostrożnie, schował włos do środka. Co prawda, zasadniczo nawet On, rzadko bywał aż, tak skrupulatny, ale wypracowany przez lata metodyzm niemal wrzeszczał, że jeśli miał kiedykolwiek skonfrontować swoje przypuszczenia z wiedzą, jaką miał nadzieje, w tym właśnie momencie pozyskiwał Nathaniel, zapewne stosując do tego iście barbarzyńskie metody rodem z karczmy, musiał go porządnie zabezpieczyć. Kiedy poszlaka zniknęła z powrotem w przepastnych kieszeniach płaszcza, dołączywszy między innymi do ocalałego traktatu, Eric po raz kolejny zaczął, krążyć po okolicy jak, jastrząb. Wszystko mogło mieć znaczenie, ślad buta, skrawek ubrania. Każda informacja o domniemanym sprawcy mogła być na wagę złota, a On, nie wyobrażał sobie, by pozwolić sobie na niedopatrzenie. Nawet, nie chciał myśleć, jak ta sporawa wpłynie na ich pozycje w siłach Hadesa, jeśli skończy się fiaskiem. Nie, zawiedzenie Hadesa, i zaufania, jakim obdarzyła ich Jego niezwykła siostra, nie to w ogóle nie wchodziło w grę. Do Diabła! Jak mogli być tak nieostrożni? Dali się podejść jak ostatnie głupki, ale nie było sensu płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba było działać. Blythe ponownie skierował się w stronę powalonych drzew, to było ostatnie miejsce, którego jeszcze nie sprawdził. Jak poprzednio jego uwagę, rozproszyła postać Roberta i dwa Konie. Chłopak…trzeba będzie wypytać o niego Jonasa po powrocie i spróbować, nauczyć go czytać…tak, nie mógł przecież całe życie, machać łapami i pokazywać, czego chce jak jakiś niedorozwinięty wioskowy przygłup. Poza tym ten mały akty dobroci mógł, pozytywnie wpłynąć na stosunek Kwatermistrza do ich dwójki, mimo wszystko, lepiej było mieć starucha po swojej stronie. Był sercem zamku Heinstein jakby na to nie spojrzeć. No, ale ta sprawa musiała poczekać do ich powrotu, zakładała również, szczęśliwy koniec tego bagna co chwilowo trącało jednak dość dziecięcym optymizmem. Eric westchnął, przyglądając się jak chłopak, oporządza konie.

- Czy Wit będzie gotowy do drogi w najbliższym czasie? – zapytał, wlepiając przenikliwe szmaragdowe spojrzenie, najpierw w mniej poszkodowanego wierzchowca na, którym jeszcze parę minut temu galopował jego wyrywny braciszek, a potem w młodego woźnicę. – Jeśli, nic tu nie znajdę będę musiał pojechać za Nathanielem. Szybko, rozumiesz Mnie chłopcze? Rób co możesz żeby wypoczął jak najwięcej. – Tak, porzucony koń mógł oznaczać, wszystko. Od mało prawdopodobnego scenariusza, że jego brat właśnie leży gdzieś w lesie i wykrwawia się jak wieprz. Co było trzeba przyznać mało prawdopodobne. Do tego, że tknięty jakimś zaćmieniem rozumu , pozbył się jedynego środka transportu który, pozwoliłby mu wrócić na miejsce. O, tak, ten scenariusz wydawał się Ericowi znacznie bardziej prawdopodobny. Dlatego, nie spanikował mimo samotnego powrotu obu koni i nie śpieszył, się szczególnie do podejmowania pościgu za głupszą połówką. Wróciwszy natomiast do spraw ważniejszych, Pan Blythe, podszedł wreszcie do malowniczo zwalonych pni przyklęknął i ostrożnie obejrzał całą „blokadę” jak i jej okolice. Miał przeczucie, że jeśli miał znaleźć jakiekolwiek zagubione wskazówki to właśnie tam.

[Zakończenie treningu, jeszcze z lipca bo cały czas pozostawał otwarty]
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Wto Paź 27, 2020 10:25 pm
___Na spokojny, choć wymagający głos Erica, Robert nieśmiało przytaknął. Głaskał zwierzę po grzbiecie obronnym gestem. W jego spojrzeniu pojawił się cień smutku nad stanem wierzchowca, ale jednocześnie zrozumienie co do całej sytuacji. Koń był wymęczony, ale potrzebował wyłącznie odrobiny odpoczynku i wody. Nogi w żaden sposób nie zostały uszkodzone, chłopak to dokładnie sprawdził. Może droga przez chwile zajmie trochę więcej czasu, jeśli od razu ruszą dalej, nie było jednak potrzeby wymieniać wierzchowca. Robert kiwnął jeszcze raz ze zrozumieniem głową, zabierając się za naprawę przeciętych uprzęży. Wyjął ze skrzyni na tyłach powozu grube rzemienie i zaczął fachowymi splotami je łączyć ze sobą, gdzieniegdzie przebijając urwane paski metalicznymi sprzążkami. Znał się na tym, po prostu, a konie przy jego obecności zdawały się uspokajać.
___Tymczasem Eric kołował nad okolicą jak czujny jastrząb wypatrujący ofiary. Jego wzrok skupił się na ziemi i trawach, wyszukując jakichś poszlak, czegoś, co podszepnęłoby mu kilka słów. Nic jakoś nie rzuciło się w oczy... Dopóki nie podszedł do zwalonych pni przed powozem. Badając to miejsce, można było stwierdzić jedno – ktoś zadał sobie wiele trudy, by wyglądało na to, że drzewa zawaliły się same. Wilgotna jeszcze gleba oblepiła splątane korzenie, które wiły się mocnymi, zdrewniałymi splotami. Połamane gałęzie wieńczyły starą drogę, krwawiąc aromatyczną żywicą. Całe kępy liści leżały to tu, to tam, mogąc zamaskować jakieś kroki albo ślady, jednakże... Nic ważnego się pod nimi nie kryło. Drzewa były stare, to na pewno. Mogły się same przewalić, ale Eric rozwiał swoje wątpliwości badając podstawę majestatycznych drzew. Kilka drobnych kresek, można by powiedzieć szram i nacięć na korzeniach zdradziły, że ktoś uderzył w nie nieopacznie czymś ostrym, prawdopodobnie łopatą. W pobrudzonej ziemią korzeniach wzrok przykuło kilka jasnych linii drewna – by się jednak przyjrzeć się im bliżej, trzeba było strząsnąć kawałki gleby i gliny. Po ziemi nie można było ujrzeć interwencji osób trzecich. Była pulchna, luźna, nic nie wskazywało, by ktokolwiek tutaj stał i pomógł drzewom przewalić się na drogę... Całkiem sprytny pomysł, trzeba przyznać. A samo to, że nie od razu odkrył tę poszlakę świadczyło, że ktoś wiedział, co robił – być może czas albo niedbalstwo sprawiło, że zostawiono te ślady. Jeśli to druga rzecz, oznaczało to, że złodziej znowu popełnił błąd. Jeśli to pierwsze – ktoś mógł wiedzieć, że będą tędy przejeżdżać.
Eric D. Blythe
Eric D. Blythe
Liczba postów : 28

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Drogi Empty Re: Drogi

Nie Lis 15, 2020 9:50 am
Długie, odziane w cienki materiał rękawiczek palce Erica Blythe’a skubały wysmukły podbródek starym zwyczajem, kiedy mężczyzna próbował poskładać wszystkie fakty we względnie spójną całość. Skoro, napastnik, bądź na co wskazywał znaleziony włos, napastniczka wraz ze swoimi wspólnikami zadał, bądź zadała –poprawił się w myślach, sobie tyle trudu by zamaskować te oczywistą zasadzkę i choć przez moment opóźnić ich reakcje, faktycznie wielce prawdopodobnym był fakt, że ktoś ich wcześniej obserwował. W normalnych warunkach nikt nie bawiłby się w subtelności, albo bardziej lub mniej nie udolne zacieranie śladów. Z drugiej zaś strony, nie dało się ukryć że złodziej zachował się nieco panicznie. Chwycił to co było pod ręką i dał drapaka, więc może zwyczajnie obserwowali ten trakt i czyhali na kogokolwiek? Mózg Erica pracował na zwiększonych obrotach, a za każdym razem kiedy zderzał się ze ścianą coś w nim wyło. Za mało! Za mało informacji. Irytacja rudowłosego rosła z każdą sekundą, a fakt, że Nathaniel nie kwapił się do powrotu tylko potęgował to bezsensowne uczucie. Jeśli właśnie w tej chwili nikt, nie groził jego bratu śmiercią mieli dużo szczęścia. Nie liczył jednak na to szczególnie. To zdecydowanie nie był dobry dzień Blytheów, więc czemu akurat to miało pójść w porządku? Zresztą miedzy Ateną a Prawdą porządny oklep byłby dla Nate’a bardzo wychowawczy. Jego brat zawsze najpierw działał, a dopiero potem wnioskował. Może więc, pora było dorosnąć i zrozumieć że, rozumny człowiek działa odwrotnie.
Mimo wszystko, miał nadzieje że, nie będzie musiał wyciągać brata z Tartaru. Jeśli wierzyć legendom mogło to być niezwykle upierdliwie i mało skutecznie nawiasem mówiąc.
Pozwolił sobie na krótkie parsknięcie kiedy ta wizja z iście Homeryckim rozmachem przemaszerowała przez jego umysł po czym nieco bardziej rozluźniony niż przed chwilą podniósł się do pozycji stojącej i jeszcze raz podszedł do powozu. Skoro próżno było szukać śladów na trakcie należało przyjrzeć się sprawie z nieco…wyższej perspektywy. Spojrzał na Roberta, kiedy chłopak zajęty, oporządzaniem koni nie zareagował, przez chwile chrząknięciem zwrócił jego uwagę. Nie był szczególnie zniecierpliwiony jednak nie dało się ukryć że, czas zaczynał działać mocno na ich niekorzyść.
- Idę się rozejrzeć chłopczę. Jeśli do mojego powrotu nie wróci Nathaniel, będę musiał rozważyć opcje ruszenia za nim, więc postaraj się zadbać o konie najlepiej jak potrafisz. – rzekł stanowczo, starając się włożyć w to stwierdzenie nie tyle czysty rozkaz ile dość patronalną nutę. Nie chodziło mu przecież oto żeby chłopaka wystraszyć. Jak na jego gust dzieciak miał i tak za dużo wrażeń jak na jeden dzień, ale mieli zadanie do wykonanie a siedzieli w bagnie po uszy. Wszyscy trzej, chociaż, Damon nie sądził by Robert choć w najmniejszym stopniu zdawał sobie z tego sprawę no, ale może zwyczajnie nie doceniał stangreta. Nawet jemu zdarzało się pomylić, choć przyznawał się do tego raczej niechętnie. Pozostawiając jednak dylematy natury etycznej i problemy wciągania gówniarzy w wojnę której ni rozumieli z tyłu, Eric ponownie skupił się na powozie starając się odtworzyć tor skoku napastnika, jaki ten musiał wykonać by tak zgrabnie wylądować na dachu ich powozu i spieprzyć im popołudnie zamiast kulturalnie dać si zadźgać. Chmyz nie wypączkował przecież z powietrza. Rozważywszy zaś najbardziej prawdopodobne trajektorie i kierunki z których mogła nadlecieć ta mała, niekulturalna sroka Profesor z iście inkwizytorskim zapałem udał się w kierunku drzew, które wydawały się mu najbardziej prawdopodobnym miejscem ewentualnej kryjówki pora było przypomnieć sobie czasy dzieciństwa. Ostatecznie nie darował by sobie gdyby przeoczył jakiś detal przez głupią ignorancje. Jak na jeden dzień i tak popełnił za dużo szczeniackich błędów.
[Start treningu]
Atena
Atena
Liczba postów : 287

Drogi Empty Re: Drogi

Nie Lis 15, 2020 3:22 pm
___Ciekawe. Próba odtworzenia w głowie planu złodzieja była dość... Trudnym zabiegiem. Po pierwsze, sugerowała, że osobnik znalazł się na dachu ich pojazdu bezgłośnie – a patrząc na wysokość drzew okalających polną drogę, było to niemożliwe. Musiałby zeskoczyć z dwóch, trzech metrów i wylądować na powozie, co nie pozostałoby niezauważone. Albo, kto wie... Może był tam od dłuższego czasu? Stukot końskich kopyt i toczących się kół mógł zagłuszyć pewne dźwięki, sam przeciwnik mógł niby przeczekać kilka godzin nim wykonał swój ruch? Co było bardziej prawdopodobne, trudno było określić. W takim razie, czy złodziej mógł mieć związek z tymi zwalonymi drzewami przed nimi? Może to czysty przypadek... Ujrzał swoją szansę i spanikował wiedząc, że bracia mogą go zauważyć, jeśli zaczną rozglądać się po okolicy. Porwał co mógł i uciekł, zamiast czekać na bardziej dogodny moment, wiedząc, że taki może już nie nadejść. Tak, brzmiało logicznie. Jednakże, z drugiej strony wszystko mogło mieć ze sobą nieodwołalny związek, pytanie tylko, gdzie nici się łączyły? Czy stała za tym jedna osoba, czy cała grupa? Eric mógł nad tym myśleć i myśleć, brak poszlak, niestety, nie pomagał w dedukcji. Fakty zamieniały się w przypuszczania, a nie o to chodziło...
___W międzyczasie, coś innego wdarło się w ciche, spokojne odgłosy natury, jak fałsz kontrastując z delikatnym szumem liści, dźwiękiem skrobania ziemi przez konie i świergotem ptaków. Były to ciężkie kroki nóg odzianych w toporne buty, sapanie i niezadowolone pomruku. Gdy Eric podniósł głowę ujrzał postacie zbliżające się do powozu mocnym, ale ociężałym krokiem. Było ich dwóch – przyszli od strony pól. Niejako kluczyli na swojej trasie, czasem chowając się pod drzewami rosnącymi na uboczach, by nie być na pełnym widoku. W końcu dystans skrócił się na tyle, by można był ujrzeć szczegóły - dwójka mężczyzn, wieśniaków sądząc po prostych strojach i umięśnionych od pracy w polach ramionach. Obeszli zwalone drzewa, które zatrzymały drogę Blythów, przyglądając się im przelotnie i stanęli kilka metrów przed powozem. Spojrzeli na konie, które Robert złapał za naprawione uzdy - chłopak odwdzięczył się patrząc na nich z mieszaniną lęku i podejrzliwości. Dłonie mu drżały, ale stał dzielnie przy rumakach. Na prostych, ogorzałych od pracy w słońcu twarzach wieśniaków zrodziła się niepewność i swego rodzaju wrogość. Jeden z nich trzymał widły, drugi motykę oparł o grube od mięśni ramię. Patrzyli dłuższą chwilę z rezerwą na obrazek przed sobą, a potem jeden nachylił się do drugiego.
___Myślisz? - mruknął ten z motyką, nie do końca przyciszonym głosem. Szeroko otwierał usta, prezentując przy okazji braki w pożółkłym uzębieniu. Dziura między jedynkami była idealnym miejscem by włożyć tam mały palec i podrapać się po czarnym podniebieniu.
___No. - przytaknął energicznie ten niższy, który przerzucał z ręki do ręki widły jakby bawił się zwykłym kijem. - Też rudy... I z gęby podobny, nie? - powiedział z wyraźną dumą, że zauważył ten fakt. Drugi kiwnął głową z uznaniem i obaj zrobili kilka kroków do przodu. Przystanęli ostrożnie. Choć zdawali się być spokojni, to widać było, że ich mięśnie gotowe były w każdej chwili się napiąć i użyć broni, jaką ze sobą przynieśli. Obaj spojrzeli na Erica, ignorując kompletnie Roberta, który odsunął się na bok, pilnując ukochanych koni. -  Dobry, panie! Teges... Skąd jesteście i gdzie przybywacie? - odezwał się ten niższy. -  Nie widzi się u nas często takich ładnych rzeczy, ho ho! - zawołał ze śmiechem, wskazując powóz i kiwając głową na bok w stronę koni. Robert cały się napiął i mocniej złapał za uzdy.
___Ładniejsze od tego kasztanka naszego dziadygi, co te... Kjonkursy wygrywał! - dodał kilka groszy wyższy i szczerbaty, po czym uśmiechnął się przebiegle do Erica. - Niedobrze tak samemu jeździć tędy paniczku. W okolicy banda zła grasuje! Dlatego patrolujemy, he he. - poklepał się po okazałym brzuchu. - Tu niedaleko jest nasza wieś, Schladen się nazywa. Podjedziecie, wynajmiecie na noc pokój w karczmie, a my z rana chłopa skrzykniemy i przesuniemy te drzewska. Wczoraj taaaka była burza, pewnie dlatego się wywalił! - dodał ze znawstwem, choć nie wytłumaczył, dlaczego na drodze nie ma kałuż ni błota. Za to trącił porozumiewawczo kolegę, a ten również mrugnął do niego przebiegle. No, nie do końca przebiegle, bo nie byli w żadnym razie dyskretni - Robert zabrał Wita i Oktana na bok, patrząc na Blytha niepewnie.
___Natomiast wieśniacy najwyraźniej oczekiwali na przystanie na ich propozycję.
Sponsored content

Drogi Empty Re: Drogi

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach