Go down
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Chata Arthura

Sob Mar 14, 2020 9:07 pm
Mała chatka z niewielkim tarasem, w całości wykonana z drewna. Nawet na dachu są drewniane gonty.
Domek stoi na odludziu niedaleko rzeki. Po jego prawej stronie, patrząc od frontu znajduje się niewielka stajnia. Mniejsza jeszcze niż domek. Nie potrzeba jednak dużej zważywszy na to, że ma tylko jednego lokatora. Groma.
Po lewej stronie za to znajduje się drewniana wygódka.
Na tarasie stoi niewielki stolik i dwa pniaki przy nim.
W środku znajdują się trzy pomieszczenia. Do największego wchodzi się po otwarciu drzwi wejściowych. Znajduje się tam kamienny kominek, drewniany stół z krzesłami oraz sporych rozmiarów łóżko. Pomieszczenie nie było duże mimo to na wszystko starczało miejsca.
W drugim znacznie mniejszym pomieszczeniu znajdowało się niewielkie łóżko oraz stolik z krzesłem. Na stoliku stały pióra, pergaminy i kałamarz.
Ostatnie pomieszczenie było najmniejsze. W środku była tylko miska z wodą, dzbanek, stolik oraz miotła.
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sob Mar 14, 2020 9:23 pm
Arthur długo rozmyślał o kosmosie. O wewnętrznej mocy jaką powinien mieć w sobie.
Teraz przypomniał sobie dokładnie, że spotkał już człowieka, który mówił podobne rzeczy. Spotkał go jeszcze w Anglii. Był to podróżnik, który wrócił z Indii. Mówił wiele dziwnych rzeczy. O zaglądaniu wgłąb siebie, o wewnętrznej mocy. To musiała być jakaś wersja tego Kosmosu. Nawet jeśli w jakiejś zniekształconej formie.
Człowiek ten medytował i próbował nauczyć Arthura medytacji. Westerlinga jednak to nie obchodziło. Ot dziwak, który zachwycił się inną kulturą...
Teraz postanowił jednak spróbować tej metody. Rozpalił ogień w kominku i uklęknął przy nim. Zamknął oczy i spróbował zajrzeć wgłąb siebie.
Klęczał tak i klęczał i nic szczególnego się nie wydarzyło. Po zamknięciu oczu zaczął jedynie bardziej odczuwać innymi zmysłami. Czuł zapach drewna, ciepło płomieni na skórze. Słyszał nawet, że Grom je siano, mimo że dzieliły ich trzy grube ściany.
To było jednak wszystko. Nie zajrzał wgłąb siebie. Próbował zignorować hałas, ciepło i zapach. Nie potrafił jednak. Jeśli do tego trzeba było się skupić bardziej to w tych warunkach nie potrafił. Zwłaszcza, że pozycja klęcząca zaczynała być po dłuższym czasie niewygodna.
Może trzeba w jakiś sposób wyłączyć inne zmysły? Tylko jak? Przecież nie odetnie sobie nosa, czy uszu. Chyba, żeby...
Wstał i wyszedł z domu. Wszedł do stajni i zabrał z niej łopatę. Wpadł na pewien pomysł.

Początek treningu. Zapomniałem napisać.

zt
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Nie Maj 17, 2020 3:07 am
Po powrocie do chatki Arthur zastanawiał się jak zacząć trenować by zadać ten jeden upragniony cios.
Lazuli była zwykłą, szczupłą, niską niewiastą. Miała jednak wielką siłę. Kosmos musiał więc ją zwiększać. Jak to jednak zrobić? Jak się tego nauczyć?
Zapewne poprzez intensywny trening. Zmuszenie ciała do wysiłku i próba użycia kosmo, żeby pomógł ciału.
Jaki jednak trening wybrać?
Westerling zdecydował się na coś co wydawało mu się pożyteczne. Udał się do Aegeusa, żeby pożyczyć pług. Jeśli staruszek go nie miał to Arthur spytał kto ma i zechce pożyczyć.
Było to w gruncie rzeczy bez znaczenia od kogo go weźmie. Ważne żeby go miał.
To, czy jest dobra, czy zła pora na orkę też go nie interesowało.
Chciał orać i to sam. Dosłownie sam. Nie zamierzał używać konia. Chciał sam ciągnąć pług, a jednocześnie nim sterować, co było bardzo trudne. Przywiązał jednak liny w odpowiednich miejscach i trzymał je w dłoniach, by w razie potrzeby skręcać.
Wbił lemiesz najgłębiej jak się dało i zaparł się nogami w ziemię.
Spróbował rozpalić kosmos, sprawić by wzmocnił jego mięśnie. Ruszył powoli i zaczął orać.
Mięśnie całego ciała były napięte do granic możliwości. Nie był pewny czy kosmos je wzmacnia, ale próbował to osiągnąć.
Zaorał tak już ładny kawałek za domkiem, gdy lemiesz zgrzytnął mocniej niż normalnie, a pług się zatrzymał.
Ten kamień był dużo większy niż inne, które spotkał.
Odciągnął pług w tył i zaczął odkopywać kamień. Bydlak okazał się ogromny. Tak ogromny, że Arthur nawet nie próbował go całkowicie odkopywać. Widział, że go nie wyciągnie.
Zamiast tego wiedziony jakąś dziwną siłą położył dłoń na kamieniu. Zamknął oczy i zaczął słuchać co powie mu kamień.
Początkowo nie czuł nic. Jedyne zimno jakie było na powierzchni skały. Zamknął jednak oczy i wsłuchiwał się dalej, głębiej.
Stał tak z dłonią na kamieniu aż stracił poczucie czasu. Nie myślał o niczym. Starał się usłyszeć, poczuć.
I wreszcie się udało. Poczuł poruszające się atomy. Czuł jak jest ich niewyobrażalnie dużo. Znacznie więcej niż gwiazd na niebie.
A on czuł każdy atom. Każdą maleńką, poruszającą się chaotycznie cząstkę.
Nie, nie chaotycznie. One wszystkie poruszały się harmonijnie, uporządkowanie. W tym chaosie była prawidłowość.
Czuł to wszystko tak dobrze jak własne ciało. Chociaż właściwie... Nie. Czuł kamień lepiej niż własne ciało. Był kamieniem.
Jak go jednak usunąć z pola? Zniszczyć te wszystkie atomy? Były maleńkie, wydawało się to łatwe, ale...
Nie chciał tego zrobić. Nie chciał ich niszczyć. Ale czy trzeba je niszczyć? Przecież wystarczy je rozdzielić na małe grupki. Jeśli to zrobi kamień rozpadnie się w drobny mak.
Spróbował to zrobić i poczuł, że sam się rozpada. Przestraszył się i przestał. Ale po chwili znów zaczął. Chciał ryzykować. Czuł jak się rozpada, kawałek po kawałku, jak przestaje istnieć jako całość i zmienia się w niezliczoną ilość oddzielnych części.
Spróbował przestać być kamieniem i stać się ponownie sobą. Długo nic z tego nie wychodziło. Wciąż był rozbity na niezliczoną ilość części, ale wreszcie, ogromnym wysiłkiem woli poruszył się.
Zaczął natychmiast się obmacywać. Był cały. Otworzył powoli oczy. Ogromnego kamienia nie było. Zamiast tego stał w ogromnej kupie piasku. Piasku tak drobnego, że nawet po wzięciu go do ręki i przystawieniu pod nos nie widział ani jednego ziarna.
Piasek był tak drobny, że swoją konsystencją wręcz przypominał wodę.

Początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Pon Maj 18, 2020 10:29 am
Skoro sprawa kamienia była załatwiona można było powrócić do orania pola.
Arthur nie robił tego jednak normalnie. Zamykał oczy i starał się kierować jedynie za pomocą kosmo. Co jakiś czas otwierał jednak oczy nie chcąc by oranie wyszło krzywo.
Po pewnym czasie szło jednak prosto. Albo utrzymanie prostej linii z zamkniętymi oczami nie było wcale takie trudne, albo kosmo kierowało właściwie.
Postanowił więc iść krok dalej i spróbować wyczuć co jest pod ziemią. Chciał czuć otoczenie, sprawić by do niego przemawiało.
Próbował to wykorzystać praktycznie, starając się omijać kamienie, które były pod ziemią, a które można było ominąć nie zbaczając zbytnio z linii prostej.
Czy szósty zmysł działał tak dobrze i podpowiadał właściwie, czy też kamienie zwyczajnie się nie trafiały, trudno było ocenić.
W pewnym momencie, gdy był już przy końcu zaplanowanej pracy poczuł coś innego, intensywniejszego. Jakiś kamień go wołał. Dosłownie wołał do niego spod ziemi.
Westerling zatrzymał się i zaczął rozdzierać darń palcami. Korzenie traw rwały się z charakterystycznym dźwiękiem, ale ogólnie cała praca szła opornie. Zbyt opornie. Kamień wołał głośno i natarczywie.
Arthur skupił kosmo w swojej pięści i uderzył. A potem jeszcze raz, mocniej. Za każdym razem powstawał mały krater. Za każdym razem większy.
Aż wreszcie poczuł, że to już. Że pod spodem, pod niewielką warstwą ziemi był kamień. Nie duży, można go było bez problemu zamknąć w dłoni.
Rycerz oczyścił go dokładnie z pyłu i można było zobaczyć jaki jest piękny. Intensywnie niebieski, w najpiękniejszym odcieniu jaki Arthur kiedykolwiek widział.
Był jednak jeden problem. Kamień nie chciał mówić.
Arthur schował go więc i dokończył oranie, a potem wrócił do chatki zjeść kolacje. Miał ochotę udać się spać, ale zamiast tego postanowił popracować nad kamieniem.
Usiadł na łóżku krzyżując nogi, a w dłoniach trzymając kamień. Zamknął oczy i próbował medytować, nic to jednak nie dało. Kamień milczał.
Po dłuższej chwili Arthur zrozumiał dlaczego. Kamienie przecież nie mówią. On nigdy nie wołał. Był jednak zupełni inny niż otoczenie, wyjątkowy. Dzięki temu przyciągnął uwagę Rycerza.
Westerling zmienił sposób medytowania. Zamiast słuchać kamienia, zajrzał do jego środka. Zaglądał tak długo i tak głęboko, aż sam stał się kamieniem.
Pamiętał jak zalazł się w ziemi. Był własnością młodej ładnej kobiety. Przymocowany do lusterka jako ozdoba. Kobieta miała bardzo silne kosmo. Nie pamiętał jak lusterko znalazło się na ziemi. Ale wiedział, że pękło i leżało tam całe wieki, coraz głębiej zanurzając się w ziemi. Aż wreszcie lusterko się rozpadło i Arthur został sam. Tyle, że nie miał na imię Arthur. Jego imię było inne.
-Lapis Lazuli - wyszeptał.

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Pon Maj 18, 2020 11:33 am
Po wstaniu z łóżka Arthur myślał tylko o dwóch rzeczach. A właściwie o dwóch osobach, bogu i Lazuli. Musiał zadać im cios. Jeden jedyny cios. Do trafienia boga droga była daleka. Należało zacząć od czegoś łatwiejszego, najpierw trafić Lazuli. Potem trafić Złotego. Jeśli to się uda będzie można myśleć o bogu.
Jak jednak ich trafić? Każdy jest szybszy i silniejszy. Gdyby jednak uderzyć energią kosmiczną niczym kulą armatnią. Gdyby energia nie była przywiązana do pięści, ale leciała dalej, można by kogoś trafić z zaskoczenia i na odległość.
Westerling postanowił spróbować się tego nauczyć.
Usypał na polu niewielki nasyp i ustawił na nich kilka kamieni wielkości swojej pięści. Stanął kilka metrów przed nasypem i skoncentrował energię w pięści. To nie było już takie trudne. Wyprowadził cios prosty jednoczenie wyobrażając sobie, że z pieści wylatuje kula armatnia.
Nic się jednak nie wydarzyło.
Próbował uparcie przez całe godziny. Nic jednak się nie działo. Kosmos był przyczepiony do pięści jak kleszcz do psiego tyłka.
Może to wyobrażenie było złe? Może należy wyobrazić sobie coś bardziej kosmicznego? Zaczął myśleć co też mogłoby zastąpić kule armatnie.
Planety? Słońca? Były ogromne i poruszały się z ogromną prędkością, ale... Jakoś mu nie pasowały.
Starał sobie przypomnieć wszystko co kiedykolwiek przeczytał o ciałach niebieskich i... Znalazł. Były ciała niebieskie, które poruszały się z kosmiczną prędkością. Które przypominały spadające gwizdy, ale przecież gwizdami być nie mogły. Gdyby słońce spadło na ziemię to by ją spaliło. Tylko jak to się nazywało? Szukał dłuższą chwilę w pamięci, aż znalazł. Meteor! To było to czego potrzebował.
Skoncentrował się do granic możliwości. Skupił kosmos jeszcze mocniej niż poprzednio, wyprowadził cios, wyobraził sobie że wylatuje z niej meteor z tak ogromną prędkością, że nawet nie jest wstanie go dostrzec!
Nic się nie stało...
Zrezygnowany opuścił bezwładnie swoje grube ramiona i ruszył nad rzekę. Miał ochotę zjeść jakąś rybę.
Odchodząc, odwrócony plecami nie widział, że jeden z kamieni pękł po chwili i stoczył się z nasypu.

Początek treningu
zt
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Nie Cze 14, 2020 12:25 am
Po powrocie do chatki Arthur postanowił pomedytować ponownie. Musiał coś zrobić z kosmo nad którym nie panował. Medytacja była jedynym co przyszło mu do głowy. Musiał zajrzeć wgłąb siebie aż znajdzie problem. Bo przecież problem musiał być w nim.
Jak zwykle przez długi czas nic się nie działo. Do czasu aż niemal wyłączył swoje zmysły i stracił poczucie czasu.
Nie był nawet pewien czy to efekt medytacji, czy może zwyczajnie usnął.
Wydawało mu się, że stoi przed swoją chatką. Przynajmniej początkowo. Z chatki wyszedł jakiś obcy mężczyzna. Wyglądał staro choć Arthur czuł, że wcale stary nie jest. Może ciężkie życie odcisnęło na nim swoje piętno?
Po chwili z domku wyszła kobieta. Nie była już młoda, ale i starą nazwać jej nie można było. Zrobiła kilka kroków w stronę mężczyzny i wtedy za jej plecami pojawiła się trójka dzieci. Najmłodsze miało kilka lat, najstarsze kilkanaście.
-Dzisiaj koniecznie musisz coś złowić. - powiedziała kobieta - zapasów już nie mamy. Nic nie zostało.
-Wiem, tym razem na pewno coś złapie - odpowiedział mężczyzna.
-Od dwóch księżyców nie złapałeś nic. Ani jednej ryby - odparła kobieta, ale tak jakby wcale nie miała o to pretensji. Bardziej jakby mu przypominała.
-Czuje, że teraz będzie inaczej. - odparł mężczyzna i na tym rozmowa się zakończyła. Kobieta albo musiała mieć nadludzką cierpliwość, albo złote serce.
Mężczyzna wsiadł do łódki i wtedy Arthur zobaczył, że nie znajdują się nad rzeką, tak jak stała jego chatka. Byli nad morzem.
Poczuł nieodpartą chęć dołączenia do mężczyzny. Jakby jakaś niezrozumiała siła ciągnęła go w tamtą stronę.
Wsiadł więc do łódki, ale po chwili uznał, że to może nie stosowne. Przecież mężczyzna mógłby nie życzyć sobie jego obecności.
-Przepraszam, czy mogę dołączyć? - spytał, ale rybak go zignorował. Jakby był przezroczysty. Odbił natomiast od brzegu. Czyli chyba nie miał nic przeciwko? Ale dlaczego się nie odezwał? Może nie chciał płoszyć ryb? Ale przecież dopiero wypływali...
Rybak chwycił za dwa wiosła i zaczął nimi intensywnie wiosłować.
-Może pomóc? - odezwał się ponownie Arthur. Mężczyzna nic nie odpowiedział, więc rycerz tylko wzruszył ramionami i ułożył się wygodniej w niewielkiej łódce.
Płynęli tak długo w milczeniu aż znaleźli się tak daleko na morzu, że nie było widać nigdzie lądu. Arthur zauważył, że warunki, które tu panują przypominają te potrzebne do medytacji. Cisza, miarowe kołysanie. Bezkresny, jednostajny ogrom wód. Nie można było się skupić na żadnym szczególnym punkcie, bo żadnego nie było. Tylko woda i horyzont.
Trudno powiedzieć ile czasu minęło. Sądząc po słońcu przynajmniej kilka godzin.
Wędka drgnęła i rybak doskoczył do niej. Obserwował chwilę, a potem chwycił linkę i zaczął ją wciągać na łódkę.
-Może pomóc? - spytał po raz kolejny Arthur i po raz kolejny został zignorowany.
Rybak widocznie nie potrzebował jego pomocy. Po chwili samodzielnie wyciągnął kilku funtową rybę.
-Nie wróci do domu z pustymi rękami, to dobrze - pomyślał Westerling.
Kolejne godziny były jednak bezowocne.
-Chyba muszę już wracać - odezwał się wreszcie rybak.
-Dzień już się kończy, więc chyba pora na to - zgodził się Arthur.
Wtedy wędka drgnęła znów. Najpierw nieznacznie, potem coraz mocniej. Rybak dopadł jej i chwycił linkę.
-Silna, musi być duża - powiedział i zaczął ją nieco popuszczać.
-Pomóc? - Westerling nie dawał za wygraną. Został jednak kolejny raz zignorowany. Może rybak nie chciał żeby coś popsuł? Siłował się z rybą samotnie, a była ona na tyle silna, że zaczęła ciągnąć łódkę. To popuszczał nieco linkę, to znów starał się ją ciągnąć, żeby zmęczyć rybę.
Słońce zaczęło zachodzić, powinien wrócić do domu, ale nie odpuszczał. Nie chciał dać za wygraną. Podobnie jak ryba.
Zrobiło się ciemno i Arthur niewiele widział. Czuł za to jak rybak walczy. Czuł jego silną wolę i ją podziwiał. Na swój sposób ten człowiek był znacznie silniejszy od niego. Był mniejszy, słabszy fizycznie zapewne i z pewnością nie umiał używać kosmo. A jednak, jego wola była ze stali.
Wreszcie zaczęło się robić widno. Ani rybak, ani ryba nie mieli jednak zamiaru dać za wygraną. Obserwowanie ich walki było na swój sposób jednocześnie nudne i fascynujące.
Linka szarpnęła. Ryba zaczęła się wynurzać. Arthur obserwował jak coraz więcej sznurka wychodzi nad wodę, aż wreszcie ryba wyskoczyła.
Marlin, do tego ogromny. Wyskoczył ukazując się w całej okazałości. Schował się pod wodę i znów wyskoczył. Rybak zaczął aktywnie siłować się ze swoim przeciwnikiem.
-Jeszcze nigdy nie miałem takiego przeciwnika - odezwał się wreszcie - szanuję cię szczerze rybo. Muszę jednak zwyciężyć i cię zabić. Przykro mi, ale albo ty, albo ja. - Ryba szarpnęła niemal go przewracając - tak, walcz, masz do tego pełne prawo. Walczysz o swoje życie, a ja walczę o swoje. Silniejszy z nas wygra. - zakończył swój monolog.
Arthur już nie oferował swojej pomocy. Wiedział, że to sprawa między rybakiem, a tą rybą. Wtrącanie się byłoby niehonorowe. Mimo, że nie był to pojedynek rycerski, a jedynie rybak próbujący złapać Marlina.
Widział, że mężczyźnie krwawią ręce od ciągłego ciągnięcia i popuszczania sznurka. Mimo wszystko się nie poddawał. Arthur widział, że jest bliski omdlenia, że nie ma już sił, że jakaś jego część chce się poddać.
Walczył jednak uparcie dalej. Jakby na dnie jego duszy był płomień, który nie pozwala mu się poddać. Zmusza go, żeby walczył dalej, albo zginął.
I wtedy ryba zaczęła słabnąć. Arthur nie tylko widział to, ale także czuł. Rybak zaczął zwijać linkę. Przeciwnik był coraz bliżej.
Wreszcie znalazł się w zasięgu celnego rzutu harpunem. Rybak wycelował i rzucił z całych sił, jakie jeszcze mu pozostały. Trafił idealnie w bok ryby. Ta rzuciła się raz jeszcze. Ostatni raz, jakby dając mu znać, że wygrał. A potem znieruchomiała.
Rybak przyciągnął ją do boku łodzi. Była jednak zbyt wielka, żeby jedna osoba wciągnęła ją na małą łódkę. Arthur bez słowa ruszył więc pomóc rybakowi.
Wspólnie udało im się wciągnąć rybę na łódkę, chociaż nie tylko było ciężko, ale zajęła też ona prawie całe miejsce w ich małym stateczku.
Arthur ułożył się najwygodniej jak umiał i postanowił zdrzemnąć. Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Musiało to nastąpić jednak bardzo szybko.
Kiedy się obudził rybaka nie było. Został na łodzi sam, z wielką rybą. Zaczął go szukać, może zanurkował w morzu z jakiegoś powodu?
Nie wiedzieć czemu nie czuł jednak niepokoju... Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań zrozumiał czemu nie czuje niepokoju. Rybak nigdzie nie zginął. On sam był rybakiem. Nie wiedział jak i czemu, ale wiedział, że to prawda. Jego kosmos wręcz to wykrzykiwał. Névétte miała rację. Był rybakiem.
Kiedy już przyjął to do wiadomości i usiadł do wioseł poczuł coś jeszcze. Że musi wracać. Koniecznie wracać do swojego domu. I to jak najszybciej.
Zaczął wiosłować, coraz szybciej i szybciej. Jakby miał przepłynąć niewielki dystans i każda chwila mogła decydować o zwycięstwie albo porażce.
Dystans był jednak długi, bardzo długi i szybko opadł z sił. Wiosłował jednak dalej, nie poddawał się, walczył jeszcze ciężej i wytrwalej niż wcześniej z ogromnym Marlinem.
Im dłużej wiosłował tym gorsze miał przeczucia...
Wreszcie poczuł dym. Ale nie taki, jak z chaty w której gotuje się zupa rybna. To był raczej zapach dogasającego ogniska...
Mógł się odwrócić w stronę brzegu do którego znajdował się teraz odwrócony plecami. Ale nie chciał. Bał się.
Kiedy jednak łódka zaszurała o piasek nie miał wyjścia. Musiał wysiąść i się odwrócić.
Zrobił to, ale nie otwierał oczu. Nie chciał. Wiedział co zobaczy. Słone jak morska woda łzy zaczęły mu płynąć po policzkach. Wciągnął spazmatycznie powietrze i otworzył oczy.
Zobaczył to co wiedział, że zobaczy. Nagie zwłoki swojej żony dyndające miarowo na wietrze. Powieszono ją na niskim, bezlistnym drzewie. Mogłaby dosięgnąć stopami ziemi gdyby była nieco wyższa. Ale nie była.
Przed chatą leżały nadpalone zwłoki jego dzieci z rozłupanymi czaszkami. Widział je jak przez mgłę. Płakał bezgłośnie cały czas.
Spojrzał pod nogi, byleby tylko odwrócić wzrok od swoich pomordowanych dzieci.
I wtedy zobaczył swoje wybawienie. Długi nóż do patroszenia ryb. Dopiero teraz poczuł jak strasznie boli go serce. Musiał je przebić, żeby przestało boleć. Po prostu musiał to zrobić!
Podniósł ostrożnie nóż, skierował ostrze w swoją stronę, a potem wbił w serce po rękojeść.

Początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Pon Cze 15, 2020 12:35 am
Arthur myślał, że umarł. Ale tak się nie stało. Zamiast tego stał pod drzewem. Nie było na nim jeszcze liści, ale już były kwiaty. Piękne, jasnoróżowe, w niezwykłej obfitości.
-Kwiaty wiśni - pojawiła się w głowie nie wiadomo skąd myśl. Wiedział jednak, że jest to prawda.
Lekki, orzeźwiający wietrzyk rozwiał mu włosy oraz przyniósł zapach, którego Arthur nie chciał poczuć. Zapach spalenizny. Znów.
Rozejrzał się uważniej. Drzewo wiśniowe było przewiązane łańcuchem, a do niego przypięty był Westerling. Na lewej ręce miał kajdany połączone z łańcuchem.
W prawej ręce trzymał nóż. Znowu nóż. Na sobie miał jakiś lekki strój.
-Jedwab - wiedział, choć skąd trudno było mu powiedzieć.
Rozglądał się dalej. Było kilka budynków. Wszystkie płonęły. W zasięgu wzroku krzątało się kilka postaci. Wyglądali jak demony. Mieli czerwone maski na twarzach. Niektórzy mieli też hełmy z rogami.
Jeden z nich szarpał się z niską, drobną kobietą.
-Zrobisz to wreszcie, czy chcesz patrzyć jak zabawiam się z twoją żoną? - odezwał się.
Arthur początkowo nie wiedział do kogo on mówi. Po chwili zrozumiał, że do niego.
-Co mam zrobić? - spytał zdezorientowany. Nie mógł nic z tego wszystkiego zrozumieć.
-Nie wiesz jak honorowo popełnić samobójstwo? Może cię przeceniłem - powiedział mężczyzna i mocno szarpnął kobietę.
Nagle Arthur zrozumiał co musi zrobić. Rozciąć sobie brzuch nożem, który trzymał w prawej dłoni.
Chciał to zrobić. A jednocześnie nie chciał. Bardziej chciał zabić tych wszystkich ludzi w maskach i uratować swoją żonę. Ale jak? Miał tylko jedną wolną rękę, żeby mógł się zabić.
"Na własnej łapie szczęk zaciskam straszny uchwyt. Ona nie moja już, w niewoli musi zgnić, już pęka kość i własnej krwi mam pełne żuchwy, jednym szarpnięciem się uwalniam, żeby żyć." Przypomniał sobie opowiadanie o wilku, który odgryzł swoją własną łapę, żeby uwolnić się z pułapki.
Przeciął nożem skórę. Potem ścięgna. Wrzeszczał z bólu, ale ciął wytrwale. Na szczęście nóż był ostry jak brzytwa i z dobrej stali. Strach pomyśleć ile mogłoby to zająć gdyby taki nie był...
Jeszcze jedno cięcie i dłoń upada na ziemię.
-Zabić go! - wrzeszczy mężczyzna trzymający jego żonę.
Arthur nie czeka, atakuje. Pierwszy przeciwnik unosi broń nad głowę. Chce ciąć okrutnie. Ale Westeling jest nadludzko szybki. Podbiega i wbija nóż w podbródek przeciwnika, pod maskę. Nadludzka szybkość i jednocześnie precyzja.
Przeciwnik wypuszcza broń ze swojej martwej ręki. Rycerz nie pozwala jej upaść na ziemie, łapie i rusza do ataku. Blok, odbicie, błyskawiczne cięcie z góry. Kolejny przeciwnik pada, ten z rozłupaną głową.
Rzut mieczem. Tylko, żeby zdezorientować. Kopnięcie z wyskoku w klatkę jest celem. Przeciwnik upada, ale oczywiście żyje.
Arthur siada na nim. Zrywa mu jedną ręką maskę, a potem uderza z całej siły łokciem w nos. A potem jeszcze raz i jeszcze. Wali łokciem w odsłoniętą twarz przeciwnika aż czyje, że wbiły mu się w ciało kości twarzoczaszki człowieka, którego usiłował zabić.
Reszta nie chce próbować. Rzuca się do ucieczki. Arthur obraca wzrok na głównego przeciwnika.
-NIE! - wrzasnął gdy błyszczące ostrze przecięło bladą, delikatną skórę. Intensywnie czerwona krew trysnęła na ziemię.
-Sam tego chciałeś! - odwrzasnął mężczyzna i rzucił się w kierunku konia. Arthur ruszył za nim z mieczem w dłoni. Był jednak na straconej pozycji. Zwłaszcza kiedy tamten dosiadł wierzchowca.
Wbił miecz w ziemię. Ukląkł i zaczął wyć.
Kiedy podniósł ponownie wzrok zobaczył, że przeciwnik zawraca. Z włócznią w dłoni.
Westerling nie miał zamiaru jej unikać. Wiedział, że wkrótce i tak się wykrwawi.
Ostrze trafiło tuż pod mostkiem i wyszło plecami. Ale nic to. Najważniejsze, że przeciwnik się zbliżył. Potężne cięcie i ręka która trzymała włócznie została odcięta w łokciu.
Przeciwnik wrzasnął i spadł z konia.
Arthur ciął leżącego bez litości. Nie zabijał go. Ciął na kawałki z taką siłą, że nawet zbroja nic nie mogła pomóc. Ciął tak długo aż bezkształtna masa pod jego nogami w niczym nie przypominała człowieka. A potem ciął dalej. Aż kałuża jego własnej krwi pod nogami była tak duża, że padł.

koniec treningu


Ostatnio zmieniony przez Arthur Westerling dnia Wto Cze 16, 2020 5:49 pm, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : błąd w kodzie koloru)
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Pon Cze 15, 2020 12:59 am
Arthur ponownie otworzył oczy. Tym razem znajdował się w tunelu mającym wiele rozgałęzień. Ruszył w jeden z bocznych i zobaczył wieśniaka podczas żniw. Zawrócił więc.
Przeszedł kilkanaście kroków głównym tunelem po czym ponownie postanowił zajrzeć do bocznego. Tam był szewc, który właśnie robił buty.
Westeling ponownie się cofnął. Wiedział już co to było za miejsce.
Nie wiedział jak się tu znalazł, ale to były jego poprzednie wcielenia. Wyglądało na to, że reinkarnacja jest prawdą. Przynajmniej w jego przypadku...
Postanowił iść dalej. Na sam koniec tunelu. Nie było sensu oglądać wszystkich żyć. Chciał znaleźć problem. A żeby go znaleźć trzeba było zacząć od początku. Od pierwszego wcielenia.
Szedł więc tunelem zerkając tylko na boczne odgałęzienia. Nie zwracał uwagi na to kim był. Czuł natomiast jedno. Żadna z mijanych osób nie posługiwała się kosmosem.
Było to o tyle dziwne, że samemu Arthurowi udało się go szybko odblokować i osiągnąć wysoki poziom jak na tak krótki czas. Może nawet zbyt wysoki poziom... Poprzednie wcielenia byłyby dobrym wyjaśnieniem. Tutaj tymczasem nic. Wszyscy byli zwykłymi ludźmi...
Ale co to? Tunel się kończy? Nie... Coś zablokowało część przejścia. Nie, nie coś. Ktoś! W głównym tunelu stał ogromny człowiek. Ogromny nawet jak dla Arthura. Musiał mieć prawie OSIEM stóp wysokości! Czy to jakiś biblijny olbrzym?
Arthur zbliżył się do niego. To nie mógł być człowiek. Wyglądał bardziej jak potwór. Westerling był wysoki i umieśniony, ale to? To przechodziło ludzkie pojęcie...
Dotknął delikatnie tego osobnika. Nie wiedział czemu to robi. Po prostu czuł, że musi to zrobić.
Kiedy palce dotknęły ciała, monstrum otworzyło oczy. Zaczęła emanować z niego energia kosmiczna. I to nie zwykła! Arthur wiedział, że Nemei jest silny. Na cmentarzu czy w jadalni nie był wstanie ocenić jak silny, ale tutaj, teraz, wiedział, że ten potwór jest, o wiele, wiele silniejszy.
Czarne mroczne kosmo rosło i rosło przechodziło wszelkie pojęcie tak jak rozmiary tej istoty. To nie był jednak jedyny problem. Największym było to, że Arthur znał to kosmo. Było podobne do kosmo marionetek, z którymi walczył w drodze do sanktuarium. Było nawet gorsze. Mroczniejsze, pełne nienawiści i nieporównywalnie potężniejsze.
Kosmo ogarnęło go całego. Było tak ciemne, że przestał cokolwiek wiedzieć...

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Wto Cze 16, 2020 5:48 pm
Kiedy znów zaczął cokolwiek widzieć zorientował się, że jest na łące. Nie, łąka nie była właściwym słowem. To był step.
Rozejrzał się dokładnie. Wszędzie dookoła była tylko trawa. Jedynie na południowym wschodzie znajdowała się niewielka wioska. Ruszył powoli w jej kierunku.
Wszystko wyglądało bardzo przyjemnie. Słońce świeciło jasno i grzało przyjemnie. Nie było jednak za gorąco. Może była to zasługa lekkiego wiatru? A może wysokich traw, które sprawiały, że ziemia nie była nagrzana?
Arthur idąc dotykał palcami wierzchołków wysokiej trawy sięgającej mu do pasa. Musiała być młoda. Była nie tylko delikatna ale i intensywnie zielona.
Wszedł już prawie do wioski, gdy znów to poczuł tą okropną energię kosmiczną. Nie tylko mroczną i pełną nienawiści, ale też nienaturalnie potężną.
Wybuchła gdzieś w środku wioski, a potem ogarniała wszystko swoimi mackami. Paląc błyskawicznie wszystkie domostwa. Rosła i rosła aż pokryła cała wioskę. Spaliła wszystko do gołej ziemi nim Arthur zrozumiał co się dzieje. Przyśpieszył kroku, zaczął biec. Mijał tylko resztki chałup i popalone zwłoki.
Spośród wszystkich mieszkańców ostał się tylko jeden. Potwór.
-Coś ty zrobił?! - wymamrotał Westerling.
-Zabiłem tych niewdzięcznych skurwieli - odpowiedział olbrzym - O tam - wskazał na jeden ze szkieletów - to moja żona, a tam - pokazał na cztery mniejsze szkielety - to moje dzieci.
-Jesteś... - zaczął Arthur, ale nie był wstanie znaleźć dość szybko odpowiednich słów.
-Jestem kimś kto czekał trzydzieści stuleci. Trzy tysiące lat! - krzyknął wielkolud - Myślałeś, że możesz mnie zamknąć? Pozbyć się razem z mocą, która nam się należy?! Myślałeś, że w końcu usnę jak ci wszyscy inni i będę przeżywał w nieskończoność swoje poprzednie życie w jakimś bezrozumnym pół-śnie? Nie mam takiego zamiaru. Nigdy nie poszedłem spać i nigdy nie pójdę. Za to ciebie chętnie uśpię - powiedział.
-Nie wiem o czym ty bredzisz... - zaczął Arthur.
-Trzy tysiące lat! Ponad 20 wcieleń i za każdym razem zero kosmo. Myślałeś, że możesz mnie unikać wiecznie? Myślałeś, że jeśli nie przebudzisz kosmo to i ja nie dam o sobie znać? To wszystko było tylko kwestią czasu. W którymś wcieleniu musiałeś popełnić błąd. I popełniłeś w tym. Teraz ty zostaniesz tutaj, a ja wyjdę na zewnątrz. I pierwsze co zrobię to wymorduje całe to głupie Rodorio. Za karę, że musiałem czekać trzy tysiące lat.
-Nie rozumiem większości z tego co mówisz - zaczął Arthur - ale jeśli chce skrzywdzić niewinnych ludzi to ja mam tylko jedną odpowiedź na to - dodał. Zebrał w sobie energię kosmiczną, skoncentrował ją w pięści - Meteor - pomyślał - fist - wykrzyknął. Podziałało. Tym razem udało się w pełni. Z pięści wyleciały setki meteorów. Zaraz uderzą w potwora i...
Rozwieją się jak poranna mgła, gdy tylko dotkną jego kosmo?
-Bogowie. Jesteś taki żałosny. Nie rozumiem jak możesz być mną? - prychnął potwór i ruszył w stronę Arthura. Otaczała go ciemna i gęsta energia kosmiczna. - Widać cała moc została tutaj, we mnie. Dla nowych wcieleń nic nie zostało.
Westerling stał jak sparaliżowany. Potwór podszedł. Chwycił go za gardło i uniósł jakby nic nie ważył.
Rycerz próbował go uderzyć, ale ciosy albo nie odnosiły skutku, albo nie dochodziły celu. Chciał walnąć przeciwnika pięścią w nos, ale miał za krótką rękę.
Gdyby jednak...
-Meteor fist! - zaatakował z odległości kilkunastu centymetrów twarz przeciwnika. Z tej odległości nie mógł uniknąć ciosów. Zwłaszcza, jeśli chciał dalej trzymać Arthura za gardło. Z wyprostowanej ręki wyleciał grad meteorytów, który uderzył przeciwnika prosto w twarz. To był dobry plan...
-To byłby dobry plan - stwierdził olbrzym - gdybyś był dziesięć razy silniejszy. A tak? - Oblizał usta, bo jedyne co Arthur zrobił to lekko rozciął mu dolną wargę. Tylko tyle by poleciała jedna kropla krwi.
Arthur szamotał się jeszcze, walczył, ale wiedział, że nie ma żadnych szans. Był zwyczajnie za słaby.
Usłyszał trzask i zapadła ciemność. Wiedział co trzasnęło. Jego kar. Umarł.
Otworzył oczy. Był w swojej chatce. Podszedł do dzbanka z wodą, nalał sobie i wypił wszystko jednym haustem. Resztę wylał sobie na głowę.
Co to wszystko do cholery znaczyło? Kim był ten potwór? Kim on był?
Wyszedł na zewnątrz i rozpalił swoje kosmo. Potem je opanował i zgasił. Powtórzył to kilka razy. Panował nad nim lepiej.
Wykonał Meteor fist i tym razem wyszło doskonale. Nasyp na polu został zrównany z ziemią.
Jedyne co go niepokoiło to to, że kosmo nie tylko było silniejsze i gęstsze, ale także ciemniejsze...

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sob Paź 31, 2020 10:30 pm
Po powrocie do swojej chatki Arthur położył na stole odłamki maski i długo się w nie wpatrywał. O mało jej nie zabił... Nie nadawał się do ćwiczenia z innymi. Powinien to robić sam. Albo z kimś znacznie silniejszym.
W związku z tym, że nie miał pod ręką nikogo silniejszego postanowił terować sam. Tylko jak?
Zastanawiał się nad tym chwilę. W końcu zdecydował, że najlepsze są najprostsze rozwiązania.
Wyszedł na zewnątrz i z dala od chatki zaczął rozpalać swoje kosmo. Najmocniej jak potrafił. A potem mocniej. I jeszcze mocniej. Zaczął przekraczać granice swojego ciała, ale się nie zatrzymywał.
Jednym z powodów była ciekawość. Był ciekawe co jest dalej. Jak daleko można przesunąć granicę. Kolejnym był jego upór. Skoro granice można było przesuwać, to on musiał to zrobić.
To co działo się z ciałem nie miało znaczenia. A działo się źle...
Najpierw poczuł jak z nosa zaczyna powoli sączyć się krew. Potem dołączyły do tego uszy, a na końcu oczy. Widział wszystko jakby za czerwoną zasłoną coraz mniej wyraźne. Pole widzenia też się zawężało.
W końcu nie był wstanie utrzymać się na nogach. Zaczął tracić równowagę. Walczył o jej utrzymanie, ale upadek był kwestią czasu.
Nie upadł jednak całkowicie. Podparł się kolanem, także zamiast się przewrócić klęknął na jedno kolano.
Nie przestawał rozpalać swojego kosmo bardziej i bardziej. Problemy z oddychaniem miał już ogromne. Każde wciągnięcie powietrza było jak wciąganie wrzącej wody. Płuca błagały o litość. Całe ciało błagało o litość.
Arthur jednak walczył, a kiedy walczył nie znał litości. Tak samo dla innych jak i dla swojego własnego ciała.
Stracił jednak nad nim kontrolę. Płuca już nie słuchały. Działały niezależnie. Zaczęły nieregularnie i łapczywie wciągać powietrze. Arthur walczył, by odzyskać nad nimi kontrole. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi lada chwila się udusi i nikt mu nie pomoże. Névétte go nie uratuje, jest nieprzytomna, a Antara jest razem z nią.
Ale może to i lepiej? Może lepiej jeśli się tu udusi?
Nagle zaciekawiło go jak wygląda umieranie. Przestał walczyć o odzyskanie kontroli. Wrócił do rozpalania kosmo. Jeszcze tylko trochę i spali przy jego pomocy swoje ciało. Jeszcze tylko trochę...
Coś pękło. Kosmo zniknęło.
Zamiast dalej rosnąć po prostu się wyłączyło.
Arthur zaczął mocno i długo kaszleć. Trawa wkoło zaczynała się robić czerwona. Płuca musiały być w kiepskim stanie.
-Czyli nawet ja mam granice - westchnął i zakrztusił się - mogę zabijać innych, ale nie potrafię siebie - dodał smutno.

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sob Lis 07, 2020 11:56 am
-Próba zabijania siebie to głupota. - usłyszał głos w swojej głowie. - Kiedyś zrozumiesz, że wszystko co się liczy, wszystko co ma znaczenie, to Ty sam. Inni ludzie, czy nawet Bogowie są bez znaczenia. Poświęcanie się dla innych to głupota.
-Może dla ciebie - odburknął Arthur wracając do chatki.
Tam postanowił pomedytować spokojnie i poukładać myśli. Początkowo szło dobrze. Wyciszył się, uspokoił. Popełnił jednak błąd, za bardzo się zagłębiając w swoją duszę...
Nim się zorientował stał na znajomej polanie, a przed nim był Olbrzym.
-Teraz to doskonałe miejsce do treningu - oznajmił - Nie jestem już taki jak inni tutaj. Nie przeżywam bez końca swojego życia, cały czas od nowa. Jestem częściowo wolny. Mogę tu zmieniać praktycznie wszystko. Chcesz przeciwników do walki? Wspomnienia moich towarzyszy chętnie się z tobą zmierzą.
-Chyba wolę jednak sobie stąd odejść - odpowiedział Arthur i odwrócił się.
Nagle koło niego pojawiły się dwaj postawni mężczyźni blokując mu drogę.
Westerling spuścił głowę i uśmiechnął się.
Zaatakował nagle i błyskawicznie. Przeciwnik po lewej otrzymał potężny prawy prosty w zęby. Cios był wzmocniony przez kosmo. Zbyt silny da zwykłego człowieka.
Pół sekundy później lewy prosty wylądował na szczęce przeciwnika po prawej. Rezultat był ten sam. Obaj zostali wyeliminowani z dalszej walki.
To nie był jednak koniec. Przed nim pojawił się nowy przeciwnik. Podobny wzrostem, ale z brodą i do tego znacznie grubszy.
Zaatakował szybkim lewym prostym, ale Arthur z łatwością odchylił głowę i cios przeciął powietrze.
Cofnął się zły. Arthur jedynie się uśmiechnął.
Kolejnym ciosem był potężny prawy sierpowy. Zamach był mocny, szeroki i... bardzo przewidywalny. Westerling z łatwością zablokował go lewym przedramieniem, a prawą pięścią uderzył potężnie w żebra przeciwnika.
Ten nie dawał za wygraną. Spróbował lewego sierpowego, który został także zablokowany. Tym razem kontratakiem Arthura była seria szybkich, ale krótkich, niezbyt mocnych prostych na korpus, zwieńczona prawym podbródkowym.
To odrzuciło przeciwnika. Westeling wykorzystał okazję i zakończył walkę potężnym kopnięciem w mostek. Przeciwnik padł i już nie wstał.
-To wszystko co masz? - spytał znudzonym głosem.
Nie czekał długo na reakcję. Pojawiło się 4 nowych przeciwników.
Westerling skoncentrował się. Gotowy do błyskawicznego kontrataku. Nie musiał długo czekać. Pierwszy przeciwnik spróbował lewego prostego.
Ten nie dotarł jednak do celu. Potężne kopnięcie w odsłonięte lewe żebra zachwiało przeciwnikiem. Westerling nie czekał, aż przeciwnik się pozbiera. Szybko wyprowadził kolejne kopnięcie, jeszcze mocniejsze, uderzając w głowę oponenta.
Normalnie nie dosięgnąłbym tam nogą. Mimo, że przeciwnik był niższy. Tutaj jednak ciało go nie ograniczało...
Na atak reszty nie musiał czekać. Pierwszy dostał potężne kopnięcie w mostek, drugi, drugą nogą w twarz.
Pięść trzeciego trafiła Arthura. Tak jakby, bo zrobił unik jednocześnie łapiąc małą pięść w swoją wielką dłoń. Niejako przytrzymując w ten sposób przeciwnika, kopnął z całej siły w tors.
Nie trudno się domyślić, że przeciwnik pofrunął na sporą odległość...
Westerling usiadł znudzony.
-Zwykli ludzie nie mają ze mną żadnych szans - powiedział znudzony.
Trzech przeciwników wstało. Wyciągnęli nie wiadomo skąd krótkie, jednoręczne topory.
-Teraz przynajmniej będzie zabawa - ucieszył się Westerling.
Pierwszy atakujący zamachnął się, ale było to, przynajmniej na razie tylko odwrócenie uwagi. Wykonał kopnięcie od dołu, które Arthur łatwo zablokował lewą ręką. Odsunął się przy okazji, tak żeby cios toporka z góry przeciął jedynie powietrze.
Drugi przeciwnik nie zwlekał z atakiem. W kierunku głowy Anglika został wyprowadzony cios toporkiem. Arthur w ostatniej chwili się schylił. Ostrze minęło cel, a przeciwnik się zbliżył. Potężny prosty posłał go na deski.
Trzeci przeciwnik też już zaczął wykonywać cios. Arthur skrócił dystans i zablokował spadające z góry przedramię z toporkiem.
Jeden mocny cios i także ten przeciwnik leżał.
Próbowali jeszcze, wstawali i atakowali. Byli już jednak zamroczeni, a przez to powolni. Westerling potrenował sobie blokowanie ich zamaszystych ciosów nogami. Uderzał w ich przedramiona, tak że ich ciosy były blokowane w połowie drogi. Było to o tyle dobre, że trzymał przeciwnika na dystans, a do tego nad ciosami nożnymi warto było popracować.
Nie minęło wiele czasu nim wszyscy zostali pokonani.
-Jak mówiłem. Zwykli ludzie nie są dla mnie równorzędnym przeciwnikiem - powtórzył Arthur.
-W porządku - odparł Olbrzym - mam też kogoś z Siódmym zmysłem...
Pojawił się nowy przeciwnik. Lepiej umięśniony nawet od Arthura.
Westeling wyprowadził cios prosty bez chwili wahania. Przeciwnik przyjął cios, ale zasłonił twarz dłonią. Ta prawie całkowicie zamortyzowała impet uderzenia.
Przeciwnik był szybki...
Obchodzili się chwile. Szukali luk w obronie. Westerling kopnął, przeciwnik zablokował. Szybki prosty, przeciwnik uniknął. Dwa kopnięcia. Oba zablokowane. Szerokie kopnięcie. Znów unik.
Przeciwnik był równie szybki jak Arthur.
Jeszcze jedna próba kopnięcia. Znów blok. Teraz Arthur spróbował ciosu sierpowego. Trafił on jednak w próżnię. Za to kontratak był bolesny dla żeber. Przeciwnik nie tylko unikał i blokował, zaczynał kontratakować.
Teraz Arthur musiał blokować i unikać. Część ciosów jednak przedarła się przez blok...
Westerling jednak nie przegrywał, przynajmniej na razie. Przyjmował ciosy, ale sam szybko na nie odpowiadał i też trafiał.
Pojedynek zaczynał się robić coraz bardziej zażarty. Arthur zablokował potężne kopnięcie, ale sam jego impet rzucił go na ziemię.
-Ten jest dobry. - stwierdził - Zostawię go sobie na później. Warto byłoby najpierw przygotować ciało do takiej walki. Tutaj wszystkie wysokie kopnięcia są łatwe. Normalnie nie uniosę tak nogi. - zaśmiał się.
Spróbował upuścić to miejsce. Udało się to zadziwiająco łatwo. Był znów w swojej chatce.
Resztę dnia spędził na rozciąganiu swojego ciała. Chciał je doprowadzić do takiego stanu, że będzie wstanie wyprowadzić każdy cios, jaki będzie chciał.

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Wto Lis 10, 2020 7:41 pm
Rozciąganie szło nadzwyczaj dobrze. Zupełnie jakby Arthur nie robił tego pierwszy raz. Jakby jego mięśnie było na to od dawna gotowe. Jakby wszystko sobie jedynie przypominał. To było dziwne... Ale takie było. Nie mógł temu zaprzeczać.
Z chęcią wypróbowałby ciosy nogami w prawdziwej walce, ale... Jakoś bał się walczyć z prawdziwym przeciwnikiem. Nie chciał, żeby skończyło się jak walka z Névétte.
Na szczęście były inne możliwości. Nie było to to samo co prawdziwa walka, ale lepsze to niż nic...
Zaczął medytować. Znalazł się tam gdzie chciał szybciej niż myślał. Jakby droga była już przetarta, dobrze znana i coraz łatwiejsza do pokonania.
Jedyna różnica była taka, że teraz znajdował się w jakiś lochu. Przed nim było trzech przeciwników. Jeden miał jakąś pałkę, drugi nóż.
-Ciekawa sceneria - przyznał - ciasne pomieszczenie, przeciwnicy uzbrojeni. Jednak z kosmo nie będzie zabawy. Pokonam was bez - oznajmił.
Pierwszy zaatakował przeciwnik z pałką. Mocny zamach znad głowy. Arthur uderzył jego rękę w bok po zewnętrznej stronie. To skierowało cios mocno w bok. Przeciwnik nie odpuszczał i z tej pozycji machnął na odlew. Arthur cofnął się, a cios przeciął powietrze po czym uderzył w przeciwnika z nożem.
Walka w kilku miała nie tylko zalety, ale i wady. Jeden przeciwnik przeszkadzał drugiemu.
Ten bez broni wykorzystał okazję zadając kopnięcie w brzuch. Arthur złapał go od dołu za nogę i podniósł ją najwyżej jak się dało.
Atakujący z pewnością nie ćwiczył rozciągania, bo zawył z bólu po czym runał na plecy.
Nie szło jednak tak łatwo jak Arthur zakładał. Brak Siódmego zmysłu powodował, że był wolniejszy, a jego ciosy nie tak mocne. Ten z pałką wykorzystał to atakując szybkim prostym.
Arthur nastawiony na ciosy pałką i do tego zajęty obalaniem innego przeciwnika nie zdązył uchylić się ani zablokować. Poczuł krew w ustach.
Cofnął się i przywarł plecami do krat. Teraz nikt nie mógł go zajść od tyłu...
Mógł jednak od tyłu złapać. Czwarty przeciwnik w celi obok. Szczęście, że nie miał noża. Skończyłoby się źle. Zaczął jednak dusić Westerlinga.
Anglik szarpnął się, ale przeciwnik nie puszczał.
Ci od przodu zaatakowali. Nie pozostało nic innego jak bronienie się za pomocą nóg. To utrzymało przeciwników na dystans.
Kilka ciosów nożnych i chwila wytchnienia od atakujących. Złapał teraz obiema rękami duszące go przedramię i odciągnął, a potem wyrwał się. Oparł łokieć przeciwnika o poprzeczkę krat i szarpnął na dół z całej siły. Łokieć zgiął się w drugą stronę. W stronę, w którą nigdy nie powinien...
Ten przeciwnik był raczej wyeliminowany.
Teraz pozostało powymieniać się ciosami z trójką przeciwników. Groźny był jedynie nóż i pałka. Trzeba więc było tego unikać.
Udało się, choć kilka ciosów pięścią Arthur przyjął. Nie były na tyle groźne, żeby musiał skupiać się na ich unikaniu czy blokowaniu. Najważniejsze były ciosy bronią.
Przeciwnicy słabli, byli coraz wolniejsi, koniec był tylko formalnością. Arthur pokonał wszystkich.

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Czw Lis 12, 2020 1:18 am
Po tej walce Arthur poczuł coś dziwnego. Jakby groziło mu prawdziwe niebezpieczeństwo.
Szybko wrócił do realnego świata. Akurat by zobaczyć jak otwierają się drzwi do jego chatki.
Do środka wchodziły coraz to nowe postaci. Pierwsza miała na sobie czarną zbroję...
Arthur wstał, podczas gdy postaci szybko przeszukały niewielką chatkę.
-Jest sam - odezwał się jeden.
-Mieszkasz tu sam? - spytał człowiek w czarnej zbroi - Sanktuarium powinno lepiej bronić swoich pretendentów - stwierdził.
-Myślę, że umiem sam o siebie zadbać - odparł spokojnie Arthur.
Postaci zaśmiały się.
-Tak, widziałem twój miecz i zbroję. Ale nawet gdybyś to na sobie miał. Nie ważne jak dobrze umiesz tym machać. Przeciwko kosmo nie masz żadnych szans. - stwierdził człowiek w czarnej zbroi a jego pięść otoczyły czarne płomienie. Płomienie prawdziwego kosmo. - Poza tym liczyć chyba umiesz. Jest nas więcej. Dużo więcej. Twoja jedyna szansa to zrobienie tego co ci każę.
-Czemu go po prostu nie zabijesz? - spytał jeden z pozostałych ludzi.
-Naszym celem jest biblioteka - odparł ten w zbroi - chyba nie chcesz chodzić po całym Sanktuarium i jej szukać. Nasz kolega z pewnością wie gdzie jest i nas tam grzecznie zaprowadzi.
-Wiem, gdzie jest - potwierdził Arthur. - Po co chcecie się tam dostać?
-Musimy tam załatwić pewną sprawę... Chcielibyśmy wypożyczyć kilka pergaminów.
Arthurowi przypomniała się sytuacja z ludźmi z Północy. Czyżby to miało związek? A może w bibliotece było coś innego? Coś bardzo cennego, co widma chciały zniszczyć?
-Mam inną propozycję. - Arthur zmienił ton.
-Jaką?
-If you leave now, I will not kill you.
Wszyscy zaczeli się śmiać.
-Ci pretendenci są tacy zabawni. Albo nie umieją korzystać z kosmo, albo opanowali je na poziomie robaka, a wydaje im się, że posiadają wielką moc. Pewnie niektórzy rzuciliby się na samego Hadesa - powiedział ten w zbroi śmiejąc się najgłośniej. - Czy ty w ogóle wiesz co to Siódmy Zmysł?
-I think I know. - rzucił Arthur uśmiechając się po czym zaatakował szybko i zabójczo.
Przeciwnik popełnił błąd zbytnio się zbliżając do Arthura. Ten błyskawicznie wyciągnął rekę, która zaatakowała niczym kobra. Palce niczym kły węża zacisnęły się na gardle człowieka w czarnej zbroi.
Gdy Westerling poczuł, że jego palec wskazujący dotknął kciuka szarpnął z całej siły do siebie.
Nim ktokolwiek się zorientował trzymał w ręku wyrwaną krtań przeciwnika. Góra była wyrwana całkowicie. Wielki język kołysał się u góry. A może język był normalny? Tylko po prostu na co dzień ludzie nie widzą go całego?
Na dole tchawica jednak trzymała się mocno. Szarpnięcie tylko ją rozciągało. Może nie da się jej wyciągnąć, chyba, że z płucami?
Arthur nie zamierzał próbować. Po prostu odepchnął przeciwnika, a ten upadł. Z gardła chlustała mu krew. U góry mostka groteskowo dyndała wyrwana tchawica. Język na jej górnym końcu wyglądał jednocześnie makabrycznie i przerażająca, ale także na swój potworny sposób zabawnie. Leżący wymachiwał dziwnie rękami, jakby chciał pokazać, że potrzebuje pomocy, albo jakby próbował wsadzić sobie tchawicę na miejsce...
Westerling nie miał jednak czasu tego kontemplować. Przeciwnik po lewej zebrał w pięści kosmo szykując jakiś atak. Arthur szybki chwycił tą rękę i skierował w górę. Kopnął też z całej siły w piszczel tak, żeby przeciwnik stracił równowagę i upadł.
Drugi spróbował sierpa, Anglik schylił się, po czym uderzył przeciwnika pod pachę z całej siły koncentrując w pięści kosmo. Bark nie tyle wyskoczył ze stawu co został z niego brutalnie wyrwany.
Pierwszy przeciwnik próbował wstać. Arthur doskoczył do niego błyskawicznie. Jedną ręką złapał za przód głowy, drugą za tył. Jednym szybkim ruchem skręcił kark.
Pozostali przybysze w tym czasie rozpalili swoje kosmo, lada chwila będą gotowi wykonać swoje techniki. Arthur nie wiedział co to za techniki i nie miał ochoty się przekonać. Wykorzystując to, że znalazł się blisko drzwi wybiegł na zewnątrz i skręcił w bok, tak że zniknął z oczu tych, którzy byli w chatce.
Wybiegli za nim i...
Dostali gradem meteorytów. Część skończyła gorzej niż Francuzka. Część podobnie, ale byli też tacy, którzy skończyli lepiej. Nie dał im jednak odetchnąć, zaatakował po raz kolejny, a potem jeszcze raz wkładając w technikę całe swoje kosmo.
Przeciwnicy wyglądali na niezdolnych do walki albo martwych. Przeszedł od jednego do drugiego i dobił tych, którzy jeszcze dychali.
Był skrajnie zmęczony, ale szczęśliwy. Wygrał walkę szybkim, brutalnym atakiem. Po zabiciu przywódcy reszta nie wiedziała co robić i atakowała chaotycznie, nieprzemyślenie.
Oparł ręce o kolana i oddychał głośno.
Wtedy z chatki wypadł jeszcze jeden z nożem. Obalił zmęczonego Arthura i leżąc na nim próbował wbić nóż w serce. Arthur zablokował przedramieniem. Siłował się chwile po czym odepchnął nóż w bok. Wyślizgnął się przeciwnikowi i teraz znalazł się nad nim.
Przycisnął tył jego głowy kolanem. Ręką złapał za przód. Szarpiecie i chrupnięcie. Kolejny kark skręcony.
Usiadł sapiąc. Zaczęło mu ciemnieć przed oczami. Pokręcił głową i kiedy zaczął widzieć lepiej stwierdził, że jest w chatce. Nie było tu żadnych trupów. Wyszedł na zewnątrz. Też nic.
Czyżby nie wrócił tak naprawdę do realnego świata? Ale przecież w tamtym świecie były tylko wspomnienia jego dawnego wcielenia. Czyżby spotkał widma już wtedy? A może była to jakaś wizja przyszłości?

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sob Lis 14, 2020 9:58 pm
Arthur postanowił spróbować innego rodzaju medytacji. Wziął niebieski kamień, który znalazł w okolicy swoje chatki.
Trzymając go w dłoniach zaczął medytować. Koncentrował się na kamieniu tak długo, aż zaczął go rozumieć.
Najpierw leżał razem z nim w ziemi, długi, długi czas. Potem przy kamieniu pojawiło się zbite lusterko. To do jego drugiej strony był przymocowany kamień jako ozdoba.
Próbował się cofnąć do czasu kiedy metalowe lusterko nie było jeszcze zniszczone przez czas. Cofał się i cofał. Najpierw pojawił się jedynie zarys. Potem kształt lusterka. Powoli się odbudowywało.
Wreszcie czas cofnął się do momentu, kiedy lusterko upadło i się stłukło.
Arthur usłyszał krzyk kobiety i otworzył oczy. Wstał. Krzyk się powtórzył.
Arthur wybiegł przed chatę i zaczął szukać źródła dźwięku. Początkowo nic szczególnego nie rzucało mu się w oczy. Okolica była nieco inna, ale jednocześnie podobna...
Naraz zobaczył. Jakiś mężczyzna w czarnej zbroi dusił kobietę obiema rękami. Ściskał za gardło opartą o drzewo i jak się zdawało czerpał ogromną satysfakcję z patrzenia jak uciekają z niej resztki życia.
Arthur nie zastanawiał się ani chwili. Zebrał kosmo, skoncentrował w pięści i posłał w kierunku mężczyzny grad meteorytów.
Atak dosięgnął celu i odrzucił przeciwnika na kilka metrów. Ale o dziwo to było wszystko. Nie było nawet zadrapania.
Widmo musiało być silne. Przynajmniej dla pretendenta.
Westerling ocenił, że nie może pozwolić przeciwnikowi na wykonanie żadnej techniki. Tamten miał zbroje, która najwyraźniej przyjęła na siebie meteory. On sam miał na sobie zwykłe ubranie.
Pierwsza próba zwarcia skończyła się oglądaniem pobliskiej trawy z bliska. Widmo umiało kopnąć w twarz...
Gdy tylko Arthur się podniósł zarobił kopa w brzuch. Widmo uśmiechnęło się...
Przeciwnik skrócił dystans i zaatakował sierpem. Zbyt szerokim i zbyt przewidywalnym. Arthur zrobił unik schylając się, a potem z całej siły władował lewy i prawy prosty w nos przeciwnika.
Tam zbroi nie było i efekt był od razu widoczny. Teraz Arthur się uśmiechnął i zaatakował.
Kilka ciosów doszło, ale z każdą chwilą widmo odzyskiwało kontrolę. Potężny cios pięścią w brzuch, a potem podcięcie kopniakiem i Arthur znów zaliczył glebę.
Podniósł się i rzucił na przeciwnika, ale ten zablokował wszystkie ciosy po czym kopnął dwa razy kolanem w brzuch i rzucił niem na kilka metrów.
Westerling wstał tylko po to by dostać kopniaka w brzuch i podbródkowy w szczękę. Znów upadł.
Przeciwnik rzucił się na niego i to był błąd. Rycerz uczył się za młodu zapasów. Choć były to zapasy w zbroi, to jednak można było ich użyć teraz.
Na polu bitwy zdarzało się, że padał koń, a wtedy rycerz znajdował się w nieciekawej sytuacji. Leżał, a wszyscy piesi mogli się na niego rzucić. Walka w parterze była w takich sytuacjach niezbędna i Arthur skrupulatnie trenował na wypadek takiej sytuacji.
Toteż przeciwnik nawet nie wiedział kiedy znalazł się na dole i to twarzą do ziemi.
Arthur chwycił jego dłoń, a potem uderzył z góry kolanem w łokieć ciągnąc dłoń do siebie. Staw został całkowicie zniszczony.
Westerling odskoczył i zaczął zbierać kosmo. Gdy był gotowy wypuścić meteory przeciwnik wstał.
Kule kosmo tym razem spowodowały pewne rany, ale znacznie mniejsze niż Arthur się spodziewał. Na domiar złego był tak zmęczony, że kolejny atak raczej nie wchodził w grę...
Do tego rozeźlone widmo zaczęło zbierać kosmo do jakiegoś ataku. Westerling nie sądził, że może przetrwać ten atak...
Na szczęście widmo zginęło. Arthur nigdy nie widział takiego ataku. Kobieta, którą uratował uderzyła nogą w ziemię a z niej wyrósł kolec, który po prostu przebił zaskoczone, odsłonięte, zaatakowane w plecy widmo.

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Nie Lis 15, 2020 11:28 pm
-Dziękuje - powiedział Arthur.
-Tylko wyrównałam rachunki, pomogłeś mi pierwszy - uśmiechnęła się.
-To widmo było twarde - ocenił.
-Nie. To widmo było słabe. Złoty zabiłby je jednym atakiem. Zresztą w Sanktuarium toczy się prawdziwa walka. Tutaj przyszli słabeusze wybić ludzi bez zbroi jak my.
-To im nie wyszło - zauważył Arthur.
Dziewczyna nic nie powiedziała, zaczęła gdzieś iść. Arthur ruszył za nią zdziwiony. Po minucie zrozumiał. Zrozumiał, bo zobaczył. Kilkanaście trupów bez zbroi. I tylko jeden w niej...
-Wygląda na to, że różnica faktycznie jest zbyt duża. Nie ma co więc się pchać do Sanktuarium. Złoci sobie poradzą... - zaczął Arthur.
-Złoci wkrótce będą martwi - powiedział jakiś głos. Chwile później ukazał się człowiek w czarnej zbroi. - Mam nadzieję, że dacie mi trochę rozrywki.
Stanął wyzywająco i czekał.
-Mógłbym was spalić używając kosmo - powiedział - ale to byłoby nudne. Walka wręcz będzie zabawniejsza. Atakujcie, choćby i razem.
Nie musiał długo. Arthur zaatakował.
Szybki kop w piszczel. Skuteczny, ale przeciwnik nie stracił równowagi. Piącha w nos, efekt podobny.
Reszta ciosów napotkała blok.
Arthur spróbował kopnąć lewą nogą. Potężne proste kopnięcie.
Niestety przeciwnik nie tylko uniknął, ale złapał go za nogę i plecy. Uniósł próbując rzucić.
Arthur skorzystał z drugiej nogi i kopnął przeciwnika w twarz kolanem. Efekt nie był powalający. Przeciwnik puścił, ale zaraz zaatakował ponownie.
Anglik słabł z każdą chwilą.
Na szczęście przybyła mu na pomoc kobieta. Przez chwile walka wydawała się wyrównana. Jednak Arthur doświadczony wieloma wojnami wiedział, że przeciwnik bawi się, jednocześnie kontrolując sytuację.
Pierwsza odpadła kobieta powalona potężnym prostym. Chwilę później dołączył do niej Westerling trafiony kopnięciem z półobrotu.
Przeciwnik, już widocznie znudzony podchodził powoli. Chciał dobić Arthura. Rycerz był tego pewien.
Gdy przeciwnik był już bardzo blisko uderzył pełną mocą swoich meteorytów. Władował w nie całe pozostałe kosmo.
Przeciwnik upadł kilkanaście metrów dalej.
-Oszukujesz - wydyszał wstając na czworaka - miało być bez kosmo. Ale jeśli tak właśnie chcesz...
urwał.
Z góry spadł na niego prawdziwy meteor. Wbił go w ziemię łamiąc z trzaskiem kręgosłup.
Dopiero kiedy opadł kurz Arthur zrozumiał, że widmo zostało zaatakowane z zaskoczenia nie tylko przez niego. Dziewczyna wykonała jakiś dziwny atak. Też musiała w niego władować całe kosmo, bo nie była wstanie ustać na nogach.
-Niehonorowo, ale wygraliśmy - uśmiechnęła się, ale nieco z rezygnacją.
-Na wojnie nie ma czegoś takiego jak honorowa walka - odparł Arthur - zresztą, ja nie potwierdziłem, że nie będę walczył używając kosmo.
-I tak jesteś oszustem.
Widmo żyło? Arthur słyszał pęknięty kręgosłup...
-Ty umarłeś... - wydukał.
Odpowiedzią był gromki śmiech.
-Głupie sługusy Ateny nigdy nie miały żadnych szans. Hades może nas wskrzeszać do woli. Tak szybko jak chce. Przegraliście zanim ta wojna się zaczęła.
Błysk czarnych płomieni i krótki wrzask.
Dziewczyna padła martwa.
Widmo powoli podeszło do Arthura. Ten nie miał już sił walczyć. Wiedział, że nie ma szans. Nawet gdyby był dziesięć razy silniejszy nie miałby. Widma były nieśmiertelne...
Przeciwnik chwycił go za głowę. Westerling wiedział co się stanie. Będzie trzask i ciemność.
Tak też się stało.
Potem usłyszał jeszcze tylko jeden dźwięk. Kamyk uderzył o podłogę.
Otworzył oczy, wciąż był w chatce.

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Pią Lis 27, 2020 8:51 pm
Arthur postanowił udać się do biblioteki. Może to wszystko co widział było tylko jego wybujałą wyobraźnią? A może coś w tym było? Najpierw postanowił jednak potrenować przed chatką.
Walka w umyśle to jedno. Walka naprawdę to zupełnie co innego. Dodatkowo dobrze byłoby zacząć rozróżniać lepiej jedno od drugiego...
Stanął przed chatką i zaczął sobie wyobrażać przeciwników.
Pierwszy atakuje prawym prostym. Szybki unik. Lewa ręka na nadgarstek, prawa na przedramię. Oprzeć łokieć o bark i pociągnąć z całej siły na dół.
Kolejny z mieczem. Cięcie znad głowy. Jedyne co można zrobić to chwyt za nadgarstki. Nigdy za ostrze.
Kop z całej siły między nogi. Dłonie z mieczem na bok, żeby odsłonić twarz i uderzenie z całej siły czołem w nos.
Teraz wyrwanie miecza jest dziecinnie proste. Szybkie cięcie poziome w brzuch i przeciwnik załatwiony.
Nadbiega kolejny z mieczem uniesionym nad głowę. Szybkie skrócenie dystansu i poziome cięcie, które rozpłata głowę.
Obrót i blok, bo kolejny atakuje podobną techniką. Blok, odepchnięcie, półobrót, kopniak. Przeciwnik odepchnięty i zgięty wpół. Szybki cios mieczem po przekątnej kończy jego życie.
Teraz kilku przeciwników. Z mieczami, ale Arthur odkłada swój.
Pierwszy atakuje ten za plecami. Prymitywnie unosi miecz nad głowę niczym jakiś cep.
Myśli, że Arthur go nie widzi. Widzi, i to nie dlatego, że tylko wyobraża sobie przeciwnika. Podczas bitwy trzeba mieć oczy dookoła głowy, a Arthur przeżył wiele bitew.
Obrót z odskokiem, cios przecina powietrze. Potężny prosty na szczękę i przeciwnik ląduje na trawie.
Biegnie kolejny, cięcie w poprzek.
Arthur przykuca i kopie w stopy podcinając przeciwnika.
Szybko wstaje. Mocne proste kopnięcie eliminuje kolejnego. Następny, kopnięcie w twarz.
Kolejny z mieczem, skrócenie dystansu, złapanie za nadgarstek. Seria szybkich cisów na twarz i tułów po unieruchomieniu. Wyrwanie miecza i nokaut.
Teraz idzie łatwo, w mieczu Arthur jest zbyt dobry. Wyobraża więc sobie kilku przeciwników na raz.
Niewiele to jednak pomaga, Arthur jest za szybki i zbyt doświadczona. W wielu bitwach i potyczkach walczył z grupkami przeciwników. Zwykle nie byli to żołnierze zawodowi, a zwykła zbieranina. Mięso armatnie dla zawodowców jak on.
Trzeba wyobrazić sobie lepszego przeciwnika...
Uderzył z wyskoku, cios pięścią wzmocniony kosmo. Arthur zasłonił się mieczem, ale ten pękł na kawałki. Pięść uderzyła w mostek i posłała Westerlinga na trawę.
Gdy tylko wstał przeciwnik wyprowadził kolejne ciosy. Arthur jednak uniknął. Przynajmniej pierwszych trzech...
Po udanym prawym prostym oberwał w brzuch i twarz prostymi przeciwnika. Przejście do ataku okazało się błędem...
Przeciwnik jednak też popełnił błąd. Zamaszyste sierpy były łatwe do uniknięcia, co Westerling skrupulatnie wykorzystał. Unik i kontratak szybkimi prostymi. Teraz prosty kop na wykończenie...
Przeciwnik przyjął cios, po czym złapał Arthura za nogę unieruchamiają. Rycerz spróbował ją wyciągnąć, ale nic z tego...
Szarpał się chwile po czym wpadł na pomysł. Wybił się z drugiej nogi i kopnął z całej siły w twarz przeciwnika. To podziałało. Przeciwnik puścił, Arthur zrobił salto.
Nawet nie wiedział, że tak umie. Nie w prawdziwym świecie. A jednak...
Dalszej walki zaniechał. Zrobił się głodny.
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Nie Lis 29, 2020 10:56 pm
Po obwitym posiłku i odpoczynku postanowił wrócić do wyimaginowanej walki.
Pozwolił przeciwnikowi zaatakować. Zamaszyste sierpy, łatwe do uniknięcia. Zrobił więc kilka razy unik.
Blok nie był jednak dobrym pomysłem. Sam impet uderzenia nawet przyjęty na ramie może przewrócić.
Należałoby to pamiętać podczas walki z większym przeciwnikiem.
Takiego warto trzymać na dystans. Atakować nogami z dystansu, powoli odbierać mu siły. Tak też Arthur prowadził tą walkę. Powoli rozbijał przeciwnika.
Po dłuższej walce zauważył też, że przeciwnik korzysta jedynie z pięści. Cała reszta jego ciała, nogi, łokcie, wszystko jest bezużyteczne.
Wystarczyło więc pozbawić przeciwnika tej broni i stałby się bezsilny. Pierwszy prosty Arthur zablokował podeszwą buta. Spotkanie z podkutym buciorem musiało boleć. Kolejny prosty napotkał łokieć.
Teraz kiedy przeciwnik miał uszkodzone pięści walka była łatwa. Arthur męczył go chwile, zachowując ostrożność, żeby przygotować na atak ostateczny.
Kiedy uznał, że przeciwnik jest gotów odskoczył, wziął rozbieg, wyskoczył i uderzył z całej siły oboma kolanami w szczękę przeciwnika.
Walka była skończona.
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Nie Lis 29, 2020 10:59 pm
Arthur nie miał jednak dość. Wyobraził więc sobie kolejnego przeciwnika.
Zaczął od szybkiego, celnego prostego w nos.
To zawsze dobry początek. Oszałamia nieco przeciwnika i spycha do defensywy. Albo zmusza do bezładnej kontry. Tak też było w tym przypadku.
Przeciwnik wykonał dwa proste na oślep, toteż Arthur łatwo uniknął.
Oponent nie dawał za wygraną próbując szerokich sierpów. Duży błąd. Bardzo się odsłonił i Arthur najpierw władował lewą w brzuch, a potem po doskoku prawy w lędźwiowy odcinek kręgosłupa.
Po tych ciosach zaczęło być łatwiej. Przeciwnik wiedział, że nie ma szans. Postanowił więc złapać Arthura wpół i zmiażdżyć mu żebra.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Nogi są unieruchomione. Ręce zbyt blisko przeciwnika by wykonać poprawny prosty...
Można jednak uderzać z kilkunastu centymetrów. Cios znacznie słabszy, ale zawsze to coś. Albo można po prostu wbić palce w oczy... Tak też Arthur zrobił.
Kiedy przeciwnik puścił wykonał serię szybkich prostych na korpus po czym szybko odskoczył i znalazł się za plecami przeciwnika. Kop najpierw pod jedno kolano, potem pod drugie. Na koniec łokieć w czubek głowy.
Wszystko wykończone duszeniem zza pleców.
Kolejna walka skończona.
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Wto Gru 29, 2020 8:21 pm
Przyszła pora by potrenować zadawanie ciosów. Ich siła i szybkość, a także wzmacnianie ich dzięki kosmo, wszystko musiało ulec poprawie.
Na początek Arthur udał się za domek. Leżały tam duże, nieporąbane jeszcze kloce drewna. Pierwszego z nich zaczął dotykać, badać, także za pomocą kosmo. Starał się zrozumieć jego strukturę. Znaleźć słabe punkty, a następnie wybrać najlepszy z nich. Niekoniecznie najsłabszy z nich. Najlepszy był taki, który zniszczony pociągnie za sobą resztę. Jak mały kamyk, który spadając z góry trąca kolejne i wywołuje wreszcie lawinę.
Z pierwszym pieńkiem zeszło długo. Bardzo długo. Zdecydowanie zbyt długo, by było to użyteczne w walce. Przeciwnik nie będzie przecież stał cierpliwie i czekał, aż Westerling go poogląda ze wszystkich stron, a tym bardziej nie pozwoli pomacać swojego pancerza, żeby znalazł tam jakąś wadę, którą można by wykorzystać.
Decyzje trzeba było podejmować błyskawicznie.
Chwycił więcej jeden z kloców oburącz, nie przyglądając mu się specjalnie, po czym wyrzucił go z całej siły w górę. Kosmo wzmocniło jego siłę, toteż kloc wyleciał naprawdę wysoko.
Teraz i Arthur wyskoczył w górę goniąc wyrzucony kloc. Ten zawisł w powietrzu na chwilę po czym zaczął spadać, najpierw powoli, ale z każdą chwilą szybciej. Arthur wciąż wzbijając się w powietrze spojrzał w górę. Miał tylko chwilę by zdecydować w które miejsce uderzyć. Nie kierował się wzrokiem. Czasu było zbyt mało by oglądać kloc. Pozwolił, żeby kosmo go kierowało. Zebrał w pięści energię i uderzył.

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sro Gru 30, 2020 11:02 pm
Pieniek pękł niczym tafla lodu uderzona młotem. Kawałki mniejsze i większe wyleciały w górę.
Arthur natomiast zaczął spadać. Spadając przyglądał się kawałkom na które rozłupał pieniek. Był z siebie zadowolony. Jedne były mniejsze, inne większe, ale wszystkie nadadzą się do kominka. Uderzył więc tak, jak chciał.
Lądując na ziemi wykonał całkiem przyzwoity telemark. Gdyby zrobił to w innych czasach na zawodach noty za styl byłyby z pewnością wysokie. Rozłożył nawet ręce tak jak należało.
Wyprostował się i patrzył jak kawałki jeden po drugim spadają na ziemię. Dobrze byłoby uderzyć tak, by utworzyły ładną, poukładaną stertę. Zdawał sobie jednak sprawę, że to raczej nie możliwe...
Niemniej rozrzut nie był zbyt duży...
Nagle w oczach mu pociemniało, a od czubka głowy aż po dolne części kręgosłupa rozeszły się fale bólu. Zdezorientowany zgiął się, złapał za głowę, a następnie zaczął rozglądać.
Ktoś go atakował? Rzucił w niego kamieniem?
Po chwili zrozumiał. Dostał w łeb jednym ze spadających kawałków. Niby zwykły kawał drewna, a bolało okropnie. Chyba po to rycerze zbroje noszą. Ciosy mogą i mieć moc wielką, ale łeb tak samo mocny jak i zwykłego człowieka...
Potrenował tak jeszcze chwilę rozbijając wszystkie kawały jakie miał za domem. Tym razem jednak uważał na to co spada z nieba.
Poszło całkiem sprawnie, choć raz nieco przesadził i z jednego pieńka zostało nie wiele więcej niż same wióry.
Pozostało pozgarniać wszystko na kupę i praca była skończona.

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sro Gru 30, 2020 11:20 pm
Teraz postanowił zająć się treningiem czysto fizycznym. Bez użycia kosmo.
Potrzebował do tego jednak odpowiednich narzędzi. Wziął więc linę i zaczął z niej pleść dwie niewielkie siatki. Była to robota niezbyt przyjemna i długo się z nią zeszło, ale co poradzić. Trzeba było to zrobić.
Zrobił wreszcie po wielu trudach obie siatki, tak że na dno można było coś wrzucić, a u góry wygodnie trzymać, tak że nic nie wypadło. Teraz to cały trening miał się zacząć.
Nazbierał kamieni i wrzucił je do obu siatek, tak ażeby ciężar w obu był podobny. Chwycił ich końce w pięści i zaczął zdawać ciosy podbródkowe tak, że za każdym razem musiał unosić siatkę kamieni. Początkowo było łatwo. Arthur miał silne ramiona. Im więcej jednak powtórzeń wykonywał tym się ciężej robiło. Musiał już nie tylko ręką machać, ale pomagać sobie całym ciałem. Dla samej ręki było za ciężko, potrzebowała pomocy innych mięśni.
I o to właśnie chodziło. Cios zadany samą ręką mógł być mocny. Ale jeśli miał być zabójczy musiał być wykonany z pomocą innych mięśni. Musiał być zadany całym ciałem. Wszystkie mięśnie musiały nauczyć się współpracować. Trening który wykonywał był do tego celu idealny, Kiedy główne mięśnie się zmęczyły, reszta musiała przyjść im z pomocą biorąc na siebie część pracy.
Jeśli będzie tak trenował wiele dni mięśniom wejdzie ta współpraca w nawyk. Nawet gdy wszystkie będą w pełni sprawne i nie zmęczone będą współpracować. A wtedy cios będzie znacznie, znacznie mocniejszy.
Taki też Arthur miał zamiar. Trenować tak codziennie.
Po chwili dołożył do tego marsz. Mimo, że mięśnie bolały coraz bardziej. Jeden krok jeden cios, jeden krok, jeden cios.
Bo kilku kółkach wokół chatki był tak zmęczony, że musiał zrobić przerwę.

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Czw Gru 31, 2020 11:47 pm

Korzystając z przerwy udał się na posiłek. Zjadł obficie i popił miodem, choć rozcieńczonym, żeby mu się w głowie nie kręciło podczas ćwiczeń.
Po wyjściu z chatki zabrał swoje przyrządy i ruszył na poszukiwanie drzewa, które miałoby odpowiednio grubą gałąź na wysokości jego barku.
Po chwili znalazł odpowiednie. Przerzucił przez konar obie siatki w ten sposób, żeby ciągnąć koniec na wprost, tak jakby cios prosty wykonywał, musiał podnosić do góry cały ciężar.
Zaczął tak wykonywać ćwiczenia, ale tym razem jedną ręką musiał ciągnąć obie siatki. Nie było wcale jednak ciężej niż poprzednio. Podczas zadawania ciosu prostego działały większe mięśnie. Na takiej samej zasadzie, jak dużo łatwiej podnieść ciężar na klatce położony, niż taki sam ciężar unieść jedynie z bicepsów korzystając.
Ciężar był jednak dwukrotnie większy i po pewnym czasie ramiona i klatka zaczęły dawać o sobie znać.
I tak jak poprzednio, tak i tutaj zaczął się trening prawdziwy. Coraz to kolejne mięśnie dołączały do pomocy. Grzbiet, brzuch, nogi nawet. Po jakimś czasie Arthur poczuł, że najbardziej pracuje łydka, mięsień zdawałoby się nie do zadawania ciosów prostych przeznaczony.
Kiedy Arthur nie miał już kompletnie siły zmienił rękę. Wszystko zaczęło się od nowa i przebiegało dokładnie tak samo.
Westerling zmieniał ręce tak długo aż nie mógł już wykonać ani jednego powtórzenia.

koniec treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Pią Sty 29, 2021 11:07 pm
Walka nie polega jednak tylko na atakowaniu. Nie ważne jak dobrze się atakuje, jak zwinnie unika ataków, któryś z ciosów w końcu dojdzie. Dlatego właśnie niezbędna jest zbroja. Tyle, że zwykła zbroja przeciwko kosmo była bezużyteczna. Innej natomiast nie miał.
Nie pozostawało więc nic innego jak wzmocnienie swojego ciała. Sprawienie, by to ono było zbroją. Normalnie nie miałoby to większego sensu. Stal rozcina bez problemu nawet najtwardsze mięśnie.
Tyle, że tutaj nic nie było normalne. Kosmo mogło wzmacniać siłę i szybkość. Czemu miałby nie zwiększać wytrzymałości? Odporności na ciosy.
Warto było spróbować.
Znalazł więc odpowiednie drzewo z grubym konarem znajdującym się odpowiednio wysoko. Wskoczył na niego z pomocą kosmo. Następnie używając liny przywiązał swoje stopy do konaru.
Zwisł głową w dół. Krew spłynęła do głowy i nieco go zamroczyło. Podciągnął głowę do kolan i zrobiło się nieco lepiej.
Zaczął w ten sposób wykonywać brzuszki. Nie było łatwo, ale właśnie o to chodziło.
Kiedy już się zmęczył tradycyjnymi brzuszkami zaczął je robić po przekątnej, tak żeby wzmocnić też boki brzucha.
Wreszcie gdy już nie miał całkiem siły użył kosmo, żeby zmusić się do jeszcze większego wysiłku.
W końcu zwisł bezwładnie z głową w dół. Nie był wstanie nawet drgnąć.
Był to spory problem zważywszy, że w tej pozycji nie był wstanie dosięgnąć liny...
Po chwili namysłu zebrał kosmo w pięści i z wielkim wysiłkiem uniósł rękę i strzelił w linę.
Pocisk był słaby, ale wystarczył.
Lina pękła, a Arthur walnął plecami o ziemię. Sytuacja niewiele się zmieniła. Dalej nie mógł się ruszyć. Teraz jedynie leżał zamiast zwisać.

początek treningu
Arthur Westerling
Arthur Westerling
Liczba postów : 119

Kosmos
Frakcja:
Zbroja:

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Sob Sty 30, 2021 11:37 pm
Trudno powiedzieć ile czasu Arthur leżał nie będąc wstanie wstać. Wiedział jednak, że kosmo zmieniło wszystko. Jego treningi mogły być znacznie cięższe. Jego regeneracja znacznie szybsza. Efekty pojawiały się w tempie jakiego zwykły człowiek nie miałby szans osiągnąć. Najmniejszych nawet szans.
Pozostała jeszcze jedna część ciała do wytrenowania. Plecy. Nigdy nie wolno zapominać o plecach. Nie tylko znajduje się tam wiele bardzo ważnych mięśni, ale także przeciwnik może zaatakować od tyłu. A wtedy plecy będą słabym punktem.
Na początek wyszukał średniej wielkości kamień. Następnie drzewo z niskimi gałęziami, na równej wysokości. Przywiązał stopy do jednej gałęzi, na drugiej położył się tak, że oparł o nią biodra. Rozluźnił plecy i głowa opadła w kierunku ziemi, tworząc z nogami kąt prosty. Sięgnął po kamień i położył go sobie na karku przytrzymując po bokach rękami, żeby nie spadł. Napiął mięśnie pleców podnosząc powoli głowę do góry, aż znalazła się w linii prostej z nogami. Teraz na dół i znów do góry.
Zrozumiał, że popełnił błąd. Sam jego ciężar był ogromny. Kamień na karku sprawiał, że to ćwiczenie było katorgą. Chciał odrzucić kamień i ćwiczyć bez niego.
Ale tego nie zrobił. Był zbyt uparty, żeby się poddać. Robił kolejne powtórzenia powtarzając sobie, że prędzej pęknie gałąź, albo jego kręgosłup, niż się podda.
Po jakimś czasie ból był nie do zniesienia. Ale mimo to Arthur się nie poddał. Po jakimś czasie ból zniknął. Westerling wpadł natomiast w pewnego rodzaju amok. Nie wiele rozumiał i niewiele później pamiętał. Wiedział jedynie, że ćwiczy. Wciąż, bez ustanku robi kolejne powtórzenia.
Spróbował z tym walczyć. Kiedy zaczęło się udawać zrozumiał, że ćwiczenia są wspomagane przez kosmo. Ogarnęła go złość. Nie chciał tej pomocy, nie w tym momencie, mięśnie miały sobie radzić bez kosmo!
Nie kontrolował jednak siebie, swojego wymęczonego ciała. Zamiast osłabić kosmo wzmocnił je. Płomienie pokryły jego ciało, gałęzie pękły, a on upadł. Nie miał siły wstać. Zasnął ze zmęczenia.
Nie wiedział ile czasu spał. Kiedy się ocknął poszedł do chatki i zjadł obfity posiłek.
Następnie udał się nad rzekę.

koniec treningu
Sponsored content

Chata Arthura Empty Re: Chata Arthura

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach